Witold Gombrowicz Ferdydurke - opracowanie

Forma w Ferdydurke

Witold Gombrowicz Ferdydurke. Forma w Ferdydurke

Celem artykułu jest pokazanie problemu formy w "Ferdydurke", opisanie znaczeń formy i roli formy w powieści Gombrowicza.

Z pojęciem formy w Ferdydurke wiążą się pojęcia:

  • pupa
  • gęba
  • łydka, noga
  • parobek
  • przyłapanie, przychwycenie
Test z "Ferdydurke"

Ferdydurke: forma

Józio sprawił, że z pokraczności Miętus przeszedł w rozmarzenie:

„oto na twarzy jego pojawiło się coś nowego – jakieś roztęsknienie, jakaś specjalna uroda chłopca szkolnego uciekającego do parobków. Z brutalności przerzucił się w śpiewność. Biorąc mnie za swego przestał się maskować i wydobył tęsknotę i liryzm."

Forma jako odczłowieczenie

Forma pozbawia człowieka indywidualizmu:

„Twarz moja, jakby zwierciadło ich twarzy, również pokraczniała, przerażenie, wstręt, zgroza żłobiły na niej niezatarte piętno. Pajac pomiędzy dwoma pajacami, jakże miałbym zdobyć się na coś, co by nie było grymasem? Palec mój u nogi tragicznie wtórował ich palcom, a ja grymasiłem, grymasiłem i wiedziałem, że zatracam siebie w tym grymasie."

Forma determinuje nasze zachowania:

„Przyszedł do mnie w odwiedziny na nowe mieszkanie, a znalazłszy się sam na sam ze sługą w przedpokoju, chciał dopuścić się na niej gwałtu." Józio Kowalski opisuje zachowanie Miętusa po przegranym pojedynku

Forma jako więzienie

Forma jest więzieniem, pułapka:

„Oto jeden wypaczony, wyszczerzony w jedną, drugi w drugą stronę! A pośród nich ja, superarbiter, na wieki chyba uwięziony, więzień cudzego grymasu, cudzego oblicza."

Przyłapanie Zuty na pozowaniu (czyli dowiedzenie, że ona udaje kogoś kim nie jest) wyzwoliłoby Józia z podporządkowania formie pensjonarki:

„I nigdy ani razu nie zdołałem przyłapać jej na najmniejszym choćby załamaniu w nowoczesnym stylu, nigdy żadnej luki, przez którą mógłbym wydostać się na wolność, dać drapaka!"

Doskonała forma budzi respekt, jest nieludzka:

„piekielna rzecz ten wyrazisty i sprecyzowany kontur formy ludzkiej, ta chłodna linia wyodrębniająca – forma!"

Józio zauważa, że nowoczesność to forma, która zastępuje inną pozę – młodość:

„Młodziakowa stara jęła popisywać się przede mną, chwalić się i puszyć nowoczesnością, która po prostu młodość jej zastępowała"

To inni wywołują formę u człowieka:

Pimko przy Młodziakowej staje się bardzo staroświecki:

„w miarę możności jeszcze podbijał bębenka Młodziakowej doprowadzając niemal do przesady genre staroświeckiego pedagoga i gorsząc się jak najusilniej nowoczesną pensjonarką"

Pimko nie zawsze jest staroświecki:

„gdzie indziej, z Piórkowskim na przykład, nie był wcale taki stary ani nie miał staroświeckich zasad"

Czasem trudno określić kto komu formę narzuca, bo uczestnicy nawzajem się w formie utrwalając potrzebując jej:

„nie mogłem pojąć, czy to Młodziakowie wywołują w nim tę staroświeckość, czy - przeciwnie - on wywołuje nowoczesność Miedziaków, czy wreszcie, nawzajem, jednocześnie uzależniają się gwoli wyższej racji rymu. (Do dziś nie wiem, czy Pimko, belfer skądinąd przecie absolutny, popadł w ten gatunek przedwojenny belfra, zmuszony rozwydrzeniem powojennym Młodziakówny, czy może sprowokował rozwydrzenie przybierając umyślnie taką właśnie nieszczęśliwą i niezdarną postać poczciwego dziadka. Kto kogo tu stwarzał - nowoczesna pensjonarka dziadka, czy też dziadek nowoczesną pensjonarkę?"

Narzucanie formy innym, to wolność:

„To właśnie mnie w niej urzekło - owa dojrzałość i suwerenność w młodości, pewność stylu (...) jej exterieur był zachwycająco wykończony. Młodość dla niej nie była wiekiem przejściowym - młodość dla nowoczesnej stanowiła jedyny właściwy okres życia człowieczego - gardziła ona dojrzałością"

Forma jako azyl, ocalenie

Kiedy się ją rozbije do chodzi do degradacji człowieka:

„nic już nie zdoła powstrzymać puszczonych w ruch państwa od dziwactwa, ta gwiazda szalona wzeszła znów na moim firmamencie i wspomniałem wszystkie przygody od czasu, kiedy Pimko mnie upupił - ale ta wydawała się najgorsza."

Ludzie potrzebują formy znanej

Młodziakowie potrzebują formy nowoczesności, bez niej źle się czują:

„Nie mogli sobie znaleźć miejsca ani formy, nie mogli usiedzieć, siadali i zrywali się jak przypiekani i chodzili tam i sam jak podminowani, jakby ścigam od tyłu."

„O, rozkoszy normalnego stosunku po tylu anormalnych stosunkach!"

Forma porwania zwycięża:

„Lepiej już przyjąć, że ją porwałem, że uciekamy razem z domu rodziców, to było znacznie dojrzalsze - łatwiejsze do przyjęcia. I przyjmując to nie potrzebowałem nic jej wyjaśniać i tłumaczyć, gdyż kobieta zawsze przyjmuje, że się ją kocha. Mogliśmy pod tym pozorem dobrnąć cichaczem do stacji, pojechać do Warszawy i zacząć tam nowe bytowanie w sekrecie przed wszystkimi - a sekret ten byłby uzasadniony moim porwaniem. Więc wycisnąłem całus na jej policzkach i wyznałem jej gorące uczucie, jąłem przepraszać, że porwałem, i tłumaczyłem, że rodzina jej nigdy nie byłaby zgodziła się na związek ze mną, ponieważ nie byłem dość zamożnie sytuowany, że od pierwszej chwili zapałałem do niej uczuciem i zrozumiałem, że i ona pała do mnie tym samym.

- Nie było innej rady, tylko porwać cię, Zosiu - mówiłem - uciec razem.

Z początku zdziwiła się nieco, ale po kwadransie oświadczyn zaczęła przybierać miny, spoglądać na mnie, ponieważ ja na nią spoglądałem, i przebierać palcami. O chłopach i anarchii we dworze zupełnie zapomniała, już jej się zdawało, iż rzeczywiście została przeze mnie porwana."

Ta sama forma ludzi jednoczy

Zygmunt Hurlecki po tym jak dowiedział, że Józio trzasnął Walka w gębę zbliżył się do niego

Bez ludzi forma nie ma racji bytu

„Pośród obcych krzewów i ziół drżałem jak liść na wietrze, wyzuty z ludzi, a deformacje, uczynione mi przez nich, stały się bez nich niedorzeczne i niczym nie usprawiedliwione"

Kiedy nie ma formy, budzą się pierwotne instynkty

„Inżynier podskoczył z wyciągniętą ręką, lecz w ostatnim ułamku sekundy zastanowił się, że nie może bić po twarzy smarkacza, ucznia, chłystka, ręka zwichnęła mu się dziwnie i zamiast uderzyć, złapał go (nie mogąc powstrzymać rozpędu), złapał go za podbródek. Kopyrda, złapany tak nielegalnie, rozwścieklił się bardziej, niż gdyby dostał w twarz, co więcej, fałszywy chwyt niedozwolony po długim kwadransie bezsensu wyzwolił w nim najpierwotniejsze instynkty. Bóg wie, co mu wykluło się w głowie - że inżynier umyślnie go złapał, że jeśli ty mnie, to ja ciebie - taka myśl jakaś musiała go złapać i prawem, które należałoby chyba nazwać "prawem skosu", schylił się i złapał inżyniera pod kolano. Młodziak runął - on zaś ugryzł go w lewy bok, złapał zębami, nie puszczał - podniósł twarz i szalonymi oczami wodził po całym pokoju, gryząc bok."

Serwis rozdaje przeglądarkom bezpieczne ciasteczka.