Proces studentów
„Sprawa między baronową a młodymi ludźmi w tej chwili dosięgła najwyższego punktu.
Jeden ze studentów, ładny chłopak z wąsikami i faworytami, wspinając się na palcach albo opadając na obcasy opowiadał coś sędziemu; przy czym prawą ręką wykonywał okrągłe ruchy, a lewą kokieteryjnie zakręcał wąsik, wysoko podnosząc mały palec, ozdobiony pierścionkiem bez oczka.
Drugi młodzieniec milczał posępnie i krył się za kolegę. W postawie jego zauważyłem pewną osobliwość: przyciskał on do piersi obie ręce, a dłonie rozłożył w taki sposób, jakby w nich trzymał książkę albo obrazek.
- Więc jak się panowie nazywacie? - spytał sędzia.
- Maleski - odparł z ukłonem właściciel faworytów - i Patkiewicz... - dodał wskazując gestem pełnym dystynkcji na ponurego towarzysza.
- A trzeci pan gdzie?
- Jest cierpiący - odparł krygując się pan Maleski. - Jest to nasz sublokator i zresztą bardzo rzadko mieszka z nami.
- Jak to? Bardzo rzadko mieszka? Gdzież on siedzi w dzień?
- W uniwersytecie, w prosektorium, czasem na obiedzie.
- No, a w nocy?
- Pod tym względem mogę panu sędziemu dać tylko poufne objaśnienia.
- A gdzież on zapisany w księgi?
- O, zapisany jest ciągle w naszym domu, ponieważ nie chciałby robić władzom subiekcji - objaśnił pan Maleski z miną lorda.
Sędzia zwrócił się do pani Krzeszowskiej.
- Cóż, pani wciąż nie chce trzymać tych panów?
- Za żadne skarby! - jęknęła pani baronowa. - Po całych nocach ryczą, tupią, pieją, gwiżdżą... Nie ma służącej w domu, której by nie zwabiali do siebie... Ach, Boże!... - krzyknęła odwracając głowę.
Sędzia był zdziwiony wykrzyknikiem, ale ja nie... Spostrzegłem bo wiem, że pan Patkiewicz nie odejmując rąk od piersi nagle wywrócił oczy i opuścił dolną szczękę w taki sposób, że zrobił się podobny do stojącego trupa. Jego twarz i cała postawa istotnie mogła przerazić nawet zdrowego człowieka
- Najokropniejsze jest to, że ci panowie wylewają oknem jakieś płyny...
- Czy na panią? - spytał zuchwale pan Maleski.
Baronowa posiniała z gniewu, ale umilkła; wstyd jej było przyznać się.
- Cóż dalej? - rzekł sędzia.
- Ale najgorsze ze wszystkiego (przez co nawet wpadłam w nerwową chorobę), że ci panowie po kilka razy na dzień stukają do mego okna trupią główką...
- Tak panowie robią? - zapytał sędzia.
- Będę miał honor objaśnić pana sędziego - odparł Maleski, z postawą człowieka, który chce odtańczyć menueta. - Nam usługuje stróż domu mieszkający na dole; ażeby więc nie marnować się schodzeniem i wchodzeniem na trzecie piętro, mamy u siebie długi sznur, wieszamy na nim, co jest pod ręką (może czasem zdarzyć się i trupia główka), i... pukamy do jego okna - zakończył tak słodkim tonem, że trudno było przestraszyć się równie delikatnego pukania.
- Ach, Boże!... - krzyknęła znowu pani baronowa zataczając się.
- Oczywiście, chora kobieta - mruknął Maleski.
- Nie chora! - zawołała baronowa. - Ale wysłuchaj mnie, panie sędzio!... Ja nie mogę patrzeć na tego drugiego... bo on ciągle robi miny jak nieboszczyk... Ja niedawno straciłam córkę!.:. - zakończyła ze łzami.
- Słowo honoru, że ta pani ma halucynacje - rzekł Maleski. Kto tu jest podobny do nieboszczyka?... Patkiewicz?... taki przystojny chłopak!... - dodał wypychając naprzód mizernego kolegę, który...w tej chwili właśnie już po raz piąty udawał trupa.
W sali wybuchnął śmiech; sędzia dla uratowania powagi zanurzył głowę w papierach i po dłuższej pauzie surowo zapowiedział, że śmiać się nie wolno i że każdy, zakłócający porządek, ulegnie karze pieniężnej.
Korzystając z zamieszania Patkiewicz szarpnął kolegę za rękaw i szepnął ponuro :
- Cóż ty, świnio Maleski, kpisz sobie ze mnie w publicznym miejscu.?
Bo jesteś przystojny, Patkiewicz. Kobiety wściekają się za tobą.
- To przecież nie dlatego... - mruknął Patkiewicz znacznie spokojniejszym tonem.
- Kiedyż panowie zapłacą dwanaście rubli kopiejek pięćdziesiąt za miesiąc styczeń? - spytał sędzia.
Pan Patkiewicz tym razem udał człowieka, który ma bielmo na lewym oku i lewą część twarzy sparaliżowaną; pan Małeski zaś pogrążył się w głębokim zamyśleniu.
- Gdybyśmy - rzekł po chwili - mogli zostać do wakacyj, to... Ale tak!... Niech nam pani baronowa zabierze umeblowanie.
Ach, nic już nie chcę, nic... Tylko wyprowadźcie się, panowie! Nie mam żadnej pretensji o komorne... - zawołała baronowa.
- Jak się ta kobieta kompromituje - szepnął nasz adwokat. Włóczy się po sądach, bierze takiego szubrawca na doradcę...
- Ale my mamy do pani pretensję o szkody i straty! - odezwał się Maleski. - Kto słyszał o tej porze wymawiać przyzwoitym ludziom komorne?... Gdybyśmy nawet znaleźli lokal, to będzie taki podły, że przynajmniej ze dwu z nas umrze na suchoty...
Pan Patkiewicz zapewne w celu dodania większej wagi słowom mówcy zaczął poruszać uchem i skórą na głowie; co w sali wywołało nowy atak wesołości.
- Pierwszy raz widzę coś podobnego! - rzekł nasz adwokat.
- Taką sprawę? - spytał Wokulski.
- Nie, ale żeby człowiek uchem ruszał. To artysta!...
Sędzia tymczasem napisał i przeczytał wyrok, mocą którego panowie: Maleski i Patkiewicz, zostali skazani na zapłacenie dwunastu rubli i pięćdziesięciu kopiejek komornego tudzież na opuszczenie lokalu przed 8 lutym.
Tu zdarzył się fakt nadzwyczajny. Pan Patkiewicz usłyszawszy wyrok doznał tak silnego wstrząśnienia moralnego, że twarz zrobiła mu, się zieloną i - zemdlał. Szczęściem, spadając trafił w objęcia pana Maleskiego; inaczej strasznie rozbiłby się nieborak.
Naturalnie w sali odezwały się głosy współczucia, kucharka pani Stawskiej zapłakała. Żydki zaczęły pokazywać palcami na baronowę i chrząkać. Zakłopotany sędzia przerwał posiedzenie i kiwnąwszy głową Wokulskiemu (skąd oni się znają?)" poszedł do swego pokoju, a dwaj stójkowi prawie wynieśli na rękach nieszczęśliwego młodzieńca, który tym razem był naprawdę podobny do trupa.
Dopiero w przedpokoju, gdy złożono go na ławce, a jeden z obecnych zawołał, ażeby oblać go wodą; chory nagle zerwał się i rzekł groźnie:
- No, no!... tylko bez głupich żartów...
Po czym natychmiast sam ubrał się w palto, energicznie naciągnął niezbyt całe kalosze i lekkim krokiem opuścił sądową salę ku zdziwieniu stójkowych, oskarżonych i świadków."