Słownik. Mistrz i Małgorzata - opracowanie lektury

Dom Gribojedowa

Gribojedow, Dom Gribojedowa

Siedziba Massolitu „dom ten należał do Massolitu, na którego czele stał do momentu, w którym znalazł się na Patriarszych Prudach, nieszczęsny Michał Berlioz”.

Wygląd „Kremowy, staroświecki piętrowy dom stał przy okrężnych bulwarach w głębi wątłego ogrodu, który oddzielało od trotuaru ozdobne żelazne ogrodzenie. Niewielki placyk przed domem był wyasfaltowany, zimą wznosiła się tam uwieńczona łopatą zaspa, latem placyk przekształcał się w uroczy ogródek letniej restauracji ocieniony wielką markizą z żaglowego płótna”.

Siedziba Massolitu „dom ten należał do Massolitu, na którego czele stał do momentu, w którym znalazł się na Patriarszych Prudach, nieszczęsny Michał Berlioz”.

Nazwa „Za przykładem członków Massolitu nikt nie mówił „Dom Gribojedowa”, wszyscy natomiast mówili po prostu „Gribojedow””.

Wygląd klatki schodowej „Każdy wchodzący do Gribojedowa po niewoli zapoznawał się przede wszystkim z komunikatami najprzeróżniejszych klubów sportowych, a także z grupowymi oraz indywidualnymi zdjęciami członków Massolitu, którymi (zdjęciami, nie członkami) obwieszone były ściany klatki schodowej prowadzącej na pierwsze piętro”.

Napisy na drzwiach „Na drzwiach najbliższego pokoju na piętrze widniał wielki napis: “Sekcja wędkarsko– urlopowa”, a obok umieszczono podobiznę złapanego na wędkę karasia”.

Na drzwiach pokoju numer dwa napisano coś, co nie było tak zupełnie zrozumiałe: “Jednodniowe delegacje twórcze. Proszę się zwracać do M. Podłożnej”.

Następne drzwi dźwigały tekst lakoniczny, ale za to zupełnie już niepojęty: “Pieriełygino”.

Następnie komuś, kto przypadkiem odwiedził Gribojedowa, zaczynało migać w oczach na widok pstrzących się na orzechowych ciotczynych drzwiach napisów: “Do kolejki po papier można się zapisywać u Poklewkiny”, “Kasa”, “Repartycje i rozliczenia tekściarzy estradowych”... Przecisnąwszy się przez długą, zaczynającą się już w portierni na dole, kolejkę można było dostrzec napis na drzwiach, w które nieustannie wdzierał się tłum: “Problemy mieszkaniowe””.

Plakat „Za problemami mieszkaniowymi rozpościerał się widok na wspaniały plakat, na którym wyobrażona była skala, a na niej jeździec w burce, z przewieszonym przez plecy karabinem. Poniżej były palmy oraz taras, a na tarasie siedział młody człowiek z czubem nastroszonych włosów, siedział i patrzył ku górze niezmiernie bystrymi oczyma, a w dłoni trzymał wieczne pióro. Podpis: “Pełnoterminowe urlopy twórcze od dwu tygodni (opowiadanie–nowela) do jednego roku (powieść, trylogia) Jałta, Suuksu, Borowoje, Cidudziri, Machinżauri, Leningrad (Pałac Zimowy)”. Przed tymi drzwiami także była kolejka, ale nie przesadna, najwyżej sto pięćdziesiąt osób”.

Pomieszczenie Gribojedowa „Dalej następowały podporządkowane zawiłej architekturze gribojedowskiego labiryntu “Zarząd Massolitu”, “Kasy numer 2, 3, 4 i 5”, “Kolegium redakcyjne”, “Przewodniczący Massolitu”, “Sala bilardowa”, rozmaite mniej ważne agendy Massolitu i wreszcie owa sala kolumnowa”.

Jakość życia w Gribojedowie „dobrze się żyje wybrańcom losu – członkom Massolitu”.

Wejście do Gribojedowa za okazaniem legitymacji członkowskiej Massolitu

„brązowej, pachnącej kosztowną skórą, z szeroką złotą obwódką, legitymacji, którą znała cała Moskwa”.

„Blada i znudzona obywatelka w białych skarpetkach i w równie białym bereciku z pomponem siedziała na giętym fotelu w kącie przy wejściu na werandę, w tym miejscu, gdzie w zieleni żywopłotu widniało wejście. Przed obywatelką na zwyczajnym kuchennym stole leżała gruba księga z gatunku kancelaryjnych, do której obywatelka owa z nieznanego powodu wpisywała wszystkich wchodzących do restauracji. Ta właśnie obywatelka stanęła na drodze Korowiowa i Behemota”.

Restauracja

„Cały parter ciotczynego domu zajmowała restauracja, i to jaka restauracja! Słusznie słynęła ona jako najlepszy lokal w Moskwie. Nie tylko dlatego, że zajmowała dwie ogromne sale o sklepionych pułapach, na których wymalowane były fioletowe konie o assyryjskich grzywach, nie tylko dlatego, że na każdym stoliku stała lampa z abażurem, nie tylko dlatego, że nie mógł tam wtargnąć pierwszy lepszy z ulicy, ale również dlatego, że w dziedzinie jakości wyżywienia Gribojedow bił na głowę wszystkie pozostałe moskiewskie restauracje a także dlatego, że wszystko, co mogła zaoferować tutejsza kuchnia, sprzedawano po nader przystępnych, bynajmniej nie wygórowanych cenach”.

„mieści się tu zupełnie nie najgorsza i niedroga restauracja. A ja, jak każdy turysta przed daleką podróżą, odczuwam nieprzepartą ochotę, aby coś zjeść i wypić duże zimne piwo” Korowiow do Behemota o Domu Gribojedowa.

„pod markizą niezapomnianej werandy w Gribojedowie”.

Ogrodzenie „koło żelaznego ogrodzenia Gribojedowa”.

Orkiestra „Tak zagrzmiał słynny jazzband Gribojedowa”.

Przypomina inferno „Zlani potem kelnerzy nieśli ponad głowami spotniałe kufle piwa, krzyczeli ochryple, z nienawiścią: “Najmocniej przepraszam, obywatelu!” Głos skądś z głośnika komenderował: “Szaszłyk karski raz! Dwie igicze! Flaki po polsku!!” Cienki głos nie śpiewał już, ale porykiwał: “Alleluja!” Łoskot złotych talerzy jazabandu zagłuszało od czasu do czasu szczękanie naczyń, które pomywaczki zsuwały po równi pochyłej do kuchni. Jednym słowem – piekło”.

Wizyta Behemota i Korowiowa w Gribojedowie

„wiemy natomiast, że mniej więcej po kwadransie Behemot i Korowiow znaleźli się już na bulwarze, akurat przed domem ciotki Gribojedowa” o Domu Gribojedowa.

„Przecież to dom pisarzy! Wiesz, Behemocie, słyszałem o tym domu bardzo wiele dobrego, bardzo wiele pochlebnych opinii. Zwróć na ten dom uwagę, mój przyjacielu. Aż przyjemnie pomyśleć, że pod tym dachem wzbiera i dojrzewa cały ocean talentów” Korowiow do Behemota o Domu Gribojedowa.

„zgroza ściska serce, kiedy pomyślisz sobie, że w tym domu dojrzewa teraz przyszły autor “Don Kichota” albo “Fausta”, albo, niech mnie diabli wezmą, “Martwych dusz”” Korowiow do Behemota o Domu Gribojedowa.

Obsługa

„zdumiewających rzeczy można oczekiwać z cieplarni tego domu, jednoczącego pod swoim dachem kilka tysięcy pracowitych straceńców, którzy postanowili całe swoje życie poświęcić służbom Melpomeny, Polihymnii i Talii. Czy wyobrażasz sobie, jaki podniesie się rwetes, kiedy któryś z nich na początek ofiaruje czytelnikom “Rewizora” albo, w najgorszym razie, “Eugeniusza Oniegina”” Korowiow o Domu Gribojedowa

W nie mniejsze zdumienie niż Zofię Pawłowne Archibald Archibaldowicz wprawił kelnerów. Osobiście bowiem odsunął krzesło stolika zapraszając Korowiowa, żeby usiadł, do jednego mrugnął, do drugiego coś szepnął i dwaj kelnerzy zakrzątnęli się koło nowych gości, jeden zaś z tych gości postawił swój prymus na podłodze obok porudziałego buta.

Błyskawicznie znikła ze stolika stara poplamiona czymś żółtym serweta, wzleciała w powietrze z chrzęstem krochmalu inna, biała, jak turban beduina, czysta, a pirat już naszeptywał cicho i z uczuciem w samo ucho Korowiowa”.

Obsługa nierówno traktuje gości „Ach, jakże mądry był Archibald Archibaldowicz! A jaki spostrzegawczy! Chyba nawet nie mniej niż sami pisarze! Słyszał i o seansie w Varietes, i o wielu innych wydarzeniach ostatnich dni, i nie puścił mimo uszu słowa “kraciasty” ani słowa “kot”. Od razu się domyślił, kim są jego goście. A skoro się domyślił, to oczywiście wolał im się nie narażać. A ta Zofia Pawłowna – dobra sobie! Trzeba umieć coś takiego wymyślić – bronić tej dwójce wstępu na werandę! Ale właściwie czego można od niej wymagać!...”

Obsługa współpracuje ze służbami „Dopiero przekonawszy się, że wszystko zostało wykonane jak należy, dopiero wówczas, kiedy w dłoniach kelnerów nadleciała przykryta patelnia, na której coś powarkiwało, Archibald Archibaldowicz pozwolił sobie opuścić dwóch zagadkowych gości”

„Szef nie udał się bynajmniej do kuchni, aby dopilnować jarząbków – udał się do restauracyjnej spiżarni. Otworzył ją własnym kluczem, zamknął się w niej od wewnątrz, ostrożnie, żeby nie zabrudzić mankietów, wyjął ze skrzyni z lodem dwa potężne wędzone jesiotry, zawinął je w gazety, pedantycznie przewiązał sznurkiem i odłożył na bok. Następnie w sąsiednim pokoju sprawdził, czy znajduje się na swoim miejscu jego kapelusz oraz letni płaszcz na jedwabnej podszewce i dopiero wtedy skierował się do kuchni, gdzie kucharz starannie przygotowywał obiecane gościom jarząbki.

Należy tu powiedzieć, że w tym, co robił Archibald Archibaldowicz, nie było nic zagadkowego ani dziwacznego, i tylko nader powierzchowny obserwator mógłby uznać jego poczynania za dziwne. Postępowanie Archibalda Archibaldowicza było logicznym następstwem wszystkiego, co działo się poprzednio. Znajomość ostatnich wydarzeń, a przede wszystkim fenomenalna intuicja podpowiadały kierownikowi restauracji Gribojedowa, że obiad jego dwóch gości będzie być może obfity i wystawny, lecz niezmiernie krótko potrwa. Intuicja, która jeszcze nigdy nie zawiodła flibustiera, nie zawiodła go również tym razem”.

Po ostrzelaniu Behemota i Korowiowa w Gribojedowie wybucha pożar, który strawi cały budynek „W tej samej chwili, kiedy Korowiow i Behemot trącali się drugim już kieliszkiem wspaniałej, zimnej, podwójnie destylowanej moskiewskiej wódki, z zaplecza restauracji szybkim krokiem wyszli trzej mężczyźni mocno ściśnięci w talii pasami, w sztylpach, z rewolwerami w dłoniach. Idący na przedzie krzyknął dźwięcznie i przerażająco:

– Nie ruszać się z miejsc! – i wszyscy trzej otworzyli na werandzie ogień celując w głowy Behemota i Korowiowa. Obaj ostrzeliwani natychmiast rozpłynęli się w powietrzu, a z prymusa trysnął prosto w markizę słup ognia. Jak gdyby rozwarta paszcza o czarnych brzegach pojawiła się w płótnie i zaczęła się rozpełzać na wszystkie strony. Ogień przedarł się przez nią i wzbił się aż do samego dachu domu Gribojedowa”

„Wyszedłszy zawczasu bocznymi drzwiami Archibald Archibaldowicz nigdzie nie uciekając i nigdzie się nie śpiesząc, jak kapitan, który ostatni opuszcza pokład płonącego brygu, stał spokojnie w swoim letnim płaszczu na jedwabnej podszewce, trzymając pod pachą dwa jesiotrowe polana”.

Serwis rozdaje przeglądarkom bezpieczne ciasteczka.