Prezentacje maturalne z języka polskiego

Obraz współczesnej kobiety w najnowszej prozie kobiecej

OBRAZ WSPÓŁCZESNEJ KOBIETY W NAJNOWSZEJ PROZIE KOBIECEJ

(M. GRETKOWSKA, I. FILIPIAK, I. SOWA, M. SZWAJA)

Artykuł E. Marciniak nie jest prezentacją maturalną, ale może okazać się dobrą pomocą w przygotowaniu własnej prezentacji maturalnej z języka polskiego opartej o motyw kobiety współczesnej na maturę ustną z języka polskiego. Masz dodatkowe pytania? Potrzebujesz więcej pomocy? Zapraszamy na forum matura z języka polskiego. Miłej lektury.

BYĆ KOBIETĄ...

To, że sprawy kobiet są mi bliskie jest oczywiste. Sama jestem kobietą. Ale czy kobiecość można utożsamiać z feminizmem? Czym jest feminizm, kim feministką? Posłużmy się słownikiem: feminizm- ruch dążący do politycznego i społecznego równouprawnienia kobiet; "feministka" – zwolenniczka, propagatorka feminizmu (Nowy Słownik języka polskiego, PWN 20002).

Czym w Polsce jest feminizm? Naklejką „My jesteśmy te prawdziwe i zwalczamy udawane". Ty nasza, ty nie. Jedna drugą załatwia w wyścigach o tytuł tej najmądrzejszej i najpiękniejszej. Kobieca solidarność 1) – tak o feminizmie w Polsce pisze M. Gretkowska, najsłynniejsza polska feministka.

Sam termin „feminizm" prowokacją, wykorzystywaną dwojako: przez przyznawanie się lub zdecydowane odżegnywanie się od niego. Niektóre autorki ustateczniają język swoich tekstów, przechodzą na pozycje pisarek głównego nurtu.

Kobiety znaczą w literaturze polskiej coraz więcej i w następnych dekadach ich głos będzie doniosły. Co, zapewne, odnowi tę podstawową dyskusję: czy literatura w ogóle ma płeć, czy pisarze dzielą się na dobrych i złych. Odpowiedzią jest odrębność literackich projektów kobiet, ich indywidualność, która zapewnia im poczytność. A czytane są nieuchronnie „jako kobiety". 2)

Sama bardzo poważnie zastanawiam się, czy istnieje jeszcze dziś i czy w ogóle ma rację bytu prawdziwy feminizm. Bo ileż było takich, które przysięgały dozgonne stronienie od rodu męskiego i wszystkiego, co się z nim wiąże (patrz Śluby panieńskie), po czym grzecznie (i bez przymusu, a z ogromnych chęci!) wychodziły za mąż, przybierały nazwisko małżonka, a potem to już wiadomo...

Prawdziwego feminizmu już nie ma. Jest tylko kobieta i proza „łagodnie feminizująca. Kobiety mają ważniejsze ideały niż konfrontacje „żeńskiego" z „męskim", krytykę patryjarchatu czy manifestację niechęci do męskiej kultury. Teraz przed każdą z nas stoją „trzy najważniejsze wyzwania współczesnej kobiety (kosmetyczna firma Avon przeprowadziła w 1998 wśród 30 tys. kobiet w 43 krajach świata swoją Globalną Ankietę). Otóż na pierwszym miejscu znalazła się konieczność pogodzenia życia zawodowego i rodzinnego, na drugim osiągnięcie niezależności finansowej, a na trzecim – odgrywanie większej roli w życiu zawodowym.

W tych kategoriach mieści się większość kobiet, które znam. Niestety ciężki jest los współczesnej kobiety. Musi ubierać się jak chłopak, wyglądać jak dziewczyna, myśleć jak mężczyzna i pracować jak koń (E. Taylor). Oto gotowy przepis na sukces. Psycholodzy od dawna podkreślają, że chociaż podział na dwa światy: kobiecy – uległy i męski – dominujący wydawałby się tak prosty i nieskomplikowany, to jednak wcale nie ułatwia nam życia. Dziś najlepiej radzą sobie te kobiety, które potrafią łączyć w sobie elementy typowo kobiece i typowo męskie. Z kobiecych cech wysoko ceniona jest otwartość (kobiety górują w odgadywaniu intencji), ekspresyjność w okazywaniu u czuć i umiejętność współpracy. Idąc za mężczyznami kobiety powinny nabyć więcej stanowczości, zdecydowania i pewności siebie. Tak wyposażone możemy iść w świat! Same!

Jeżeli jednak któraś z nas uzależnia swoje powodzenie w życiu od mężczyzny winna być na tyle wykształcona, żeby przyciągać głupich mężczyzn, i na tyle wulgarna, by kusić inteligentnych (J. Moreau).

Jak to jest naprawdę z kobietami? Jakie są? Jakie chciałyby być?

Mnóstwo o kobietach powiedziano, napisano i wyśpiewano. Dla jednych są kwiatem, który tylko w cieniu mężczyzny może rosnąć i pachnieć (Pittakoss), dla innych zaproszeniem do szczęścia (Baudelaire). Jedni twierdzą, że nigdy nie można ustalić z pewnością, gdzie w kobiecie kończy się anioł, a zaczyna diabeł (H. Heine), a drudzy, że każda stanowi wyjątek od reguły (V. De Sica).

Zdecydowanie najbliższy prawdy był H. de Balzac mówiąc wszystko, cokolwiek się powie o kobiecie, jest prawdą.

Badacze literatury, krytycy i czytelnicy zgodnie twierdzą, że dzisiejszą prozę polską opanowały właśnie kobiety. Przyjrzyjmy się zatem niektórym tylko z nich i ich obrazowaniu kobiety we współczesnym świecie: Manueli Gretkowskiej (wzorowej postmodernistce), Izabeli Filipiak (dla której feminizm jest wciąż żywą i twórczą formułą myślenia o świecie i sobie samej), Izabeli Sowie i Monice Szwai (które nijak się mają do polskiego feminizmu, ale piszą o kobietach, i to całkiem nieźle).

KOBIETA TO PIĘKNE ZWIERZĘ BEZ SIERŚCI, KTÓREGO SKÓRA JEST BARDZO POSZUKIWANA (J. Renard)

MATKA POLKI

Kim jest matka Polki? Matka Polki to Manuela Gretkowska, jako pisarka i jako kobieta oczekująca przyjścia na świat Polki. Kim jest Polka? Polka to dziecko Manueli Gretkowskiej.

Dlaczego Polka (jako dziennik Manueli Gretkowskiej) tak świetnie komponuje się w temat o współczesnej kobiecie? Bo Polka to żywy i prawdziwy obraz zmagań kobiety z samą sobą, z własnym ciałem, z problemami finansowymi, z utrzymaniem i ciągłością kariery zawodowej. Jest w Polce mnóstwo refleksji na ten temat, dowcipów, felietonów – słowem wszystkiego po trosze. Gretkowska nie narzeka, nie chwali się swoim (odmiennym) stanem – ale obserwuje siebie. Siebie pod inną postacią. Polka to także intymny dziennik, dowcipny, napisany z pasją, dziennik kobiety, która próbuje odnaleźć przede wszystkim siebie w nowej rzeczywistości i w nowej roli.

Autorka dziennika przedstawia macierzyństwo nie jako konflikt interesów, ale jako coś cholernie intymnego. Dla niej bycie matką to tajemnicza zgoda wszechświata na zaistnienie czegoś nowego.

Dla mnie Polka to wspaniałe studium o szczęściu, prawdziwej miłości i dojrzewaniu do rodzicielstwa, które od samego początku niesie ze sobą wiele trudnych chwil, z którymi kobieta musi sobie radzić. Gretkowska odczuwa to tak: Urodzę dziecko, jak tyle kobiet i samic przede mną. Miliony lat ewolucji buzują w mojej macicy (...). Las śmierdzi grzybami. Dostają mdłości. Dlaczego rośnięcie musi być tak męczące? Miliony nowych komórek dziennie, mała trująca fabryka, dymiąca hormonami. Maleństwo, mam nadzieję, że ty się tak nie czujesz: Jesteś całkiem nowiutki, „nieużywany". 3)

Kobieta ma tak mało czasu (bo tylko kilka miesięcy; cóż to jest??), by przywyknąć do nowej sytuacji, do nowej roli, która na nią czeka. Czasem może czuć się trochę wykorzystana, bo to właśnie jej ciało natura obrała sobie jako narzędzie przetrwania gatunku. W takim stanie każdy ma prawo czuć się zatracony, pogubiony, ma prawo się bać, tak jak autorka: Jestem nagle zupełnie bezradna. Mam w sobie coś, kogoś, kto właśnie wylądował z kosmosu czy od Pana Boga albo zalągł się z genów. Mały człowiek, zawieszony na drgającej strunie życia. Nie czuję Go, a on i tak tam sobie jest, wykluwa się z mojego ciała. Wybuchł wszechświat, rozrastający się na miliardy komórek 4)

W tej nowej sytuacji kobieta nierzadko cierpi, pragnie powrotu do dawnej siebie, najchętniej odpięłaby ten brzuch, wyciągnęła się płasko i wygodnie. Czuje się źle, bo nie potrafi już rządzić własnym ciałem. Teraz to ten zaledwie Centymetr z bijącym serduszkiem przejmuje rolę dominującą i dyktuje przyszłej matce, jak ma żyć, co robić a czego nie: Czyste, niesplamione fizjologią ja uciekło gdzieś na czubek głowy. Stamtąd ogląda skręcające się z obrzydzenia i wstydu ciało. Nie należące już tylko do mnie. Zasiedlone przez kogoś o innych zmysłach. Każącego natychmiast za nieposłuszeństwo czy zwykłą pomyłkę. Sikam, rzygam i płaczę. Jestem w ciąży, dokładnie. Nie ona we mnie, ale ja w niej. Poddana niezrozumiałym wymaganiom i karom 5).

Gretkowska w bardzo szczery, i dla niektórych kontrowersyjny, tj. bezpruderyjny i fizjologiczny (za co okrzyknięto ją pierwszą skandalistą III RP), sposób pisze o całym tym zakłamaniu otaczającym kobietę w ciąży. Demaskuje ona ową hipokryzję, ukazuje, że tak naprawdę kobietą rządzi jej ciało, które nie idzie nigdy na żaden kompromis, ciało, które nie zważa na chcenie bądź nie kobiety, ciało, które nie liczy się ze wstydem, upokorzeniem, zmęczeniem. To ono staje się podmiotem rządzącym, bo wola... wola zostaje daleko w tyle: Nocą rytualne wstawanie do toalety. Nieprzytomna wracam do łóżka i nie mogę zasnąć. Te posikiwania, budzące mnie z głębokiego snu, są przygotowaniem do zarwanych nocy z niemowlęciem? Kila następnych lat będę ciągle niewyspane, zmęczone zwierzę? Dam radę 6).

Tylko upływający czas da odpowiedź na te pytania. Ciąża to niezwykłe doświadczenie. Wywraca cały świat do góry nogami i ustawia go nowej, zaskakującej perspektywie. Opozycje ciało – umysł, natura – cywilizacja, pojedynczość – mnogość aż się proszą o wykorzystanie w tym kontekście, choć ich oczywistość stwarza poważne zagrożenie utonięcia w banale i kiczu. Aż dziw, że żadna polska pisarka nie uległa pokusie pokonania tych niebezpieczeństw i opisania rzeczywistości odbieranej wyostrzonymi nagle zmysłami oraz nazywania nowych stanów, doznań i emocji.

Bo ciąża to nie „radosna twórczość" natury, to nie dziewięć przepełnionych szczęśCiąża jest schizofreniczna. Jem, chodzę, myślę (sobie) i muszę jeść, chodzić i myśleć za Polę. Nie lubię mleka, ale żłopię pół litra, po czym dostaję zgagi. Nie mam ochoty wyłazić, a trzeba dotlenić dziecko. I gadam do siebie, głaszcząc brzuchciem miesięcy (choć to też), ale to przede wszystkim zmiana samej siebie, własnych przyzwyczajeń, a nawet gustów: Ciąża jest schizofreniczna. Jem, chodzę, myślę (sobie) i muszę jeść, chodzić i myśleć za Polę. Nie lubię mleka, ale żłopię pół litra, po czym dostaję zgagi. Nie mam ochoty wyłazić, a trzeba dotlenić dziecko. I gadam do siebie, głaszcząc brzuch 7).

To wszystko zmienia kobietę, przyzwyczaja ją do tego, że już nie ona sama jest na świecie, ale ona i dziecko. Istnienie dziecka staje się z czasem już nie dziwieniem się nad potęgą natury, już nie cierpieniem z powodu potęgi natury. Ale istnienie nowego życia staje się czymś tak naturalnym i oczywistym jak fakt istnienia samej siebie. Dla kobiety jej dziecko jest nie tylko w jej środku, w jej ciele, które tak doskwierało i bolało, ale też w głowie, w myślach, w każdej cząstce kobiecego jestestwa: Parę miesięcy temu nierealne wydawało się rośnięcie dziecka we mnie, jego ruchy, kopanie. Sądziłam, że mając człowieka w środku, nie będę w stanie robić nic innego, jak siedzieć i zastanawiać się nad tą niemożliwością. Wszystko zaś okazuje się naturalne, w swoim rytmie. Pojawienie się Poli też będzie czymś oczywistym...8).

Kiedy przychodzi w końcu moment, w którym to oczekiwane dziecko przychodzi na świat, spada na kobietę kolejne cierpienie, ból i strach. Znów przez chwilę czuje, że powraca ten koszmar, kiedy to ciało dyktuje jej warunki, a ona sama nie ma żadnych praw, nic nie może zrobić, staje się bezwolna. Strach i przerażenie paraliżują, przychodzi niemoc i rozczarowanie: Od 12 godzin jestem na znieczuleniu, gdyby nie to...Zwariowałabym z bólu, wolałabym się zabić, po co dogorywać? Najpiękniejsza chwila...tortur. Taak, siłami natury, umiejącej zadręczyć na śmierć. Rozumiem kobiety nie mogące latami pogodzić się z tym bólem. Jestem nim zgwałcona. Oszukana opowieściami: „Zobaczysz jakie to wspaniałe". Leżę i czekam, co dalej, żadnych myśli, troski o wszechświat, dziecko, metafizycznych rojeń. Wydrążona cierpieniem pustka, gotowa się bronić przed kolejnym ciosem. Pamiętam każdy, choć było ich kilkaset, każdy z osobna jak twarz wroga 9).

W takich chwilach trudno o łzy szczęścia, o radość, o spokój. Rodząca kobieta czuje się opuszczona, sama ze swym bólem, czuje pustkę dookoła. I tylko nadzieja pozwala wytrwać. Wytrwać. To tajemnica wszystkich zwycięstw: Wrażenie odpruwania się od Poli szew po szwie, rozdzierania zrośniętych ciał. Ciepło między udami (...) JEST !!! (...) Kładą mi ją na piersi. Czarny, kudłaty łepek. Nieprzytomne oczy, tulące się do mnie, kwilące ciałko. Jest różowa i czysta. Spodziewałam się roztrzęsionego, pomarszczonego kawałka wątroby, krwi, śluzu (...) Pola, Polka, Poleczka 10).

W tym miejscu powinnam przerwać. Myślę, że komentarz jest tu zbędny. Ale pokuszę się o jedną tylko myśl – Konwicki powiedział kiedyś: „Każdej kobiecie należy się mężczyzna. Ba, ale skąd wziąć mężczyzn".

Autorka Polki miała to szczęście. Nie została sama.

Bo mimo, że kobieta jest silna (silniejsza od mężczyzny), odważna, zdeterminowana, gdy trzeba, to nigdy nie powinna zostawać sama, gdy taka nie jest jej wola. Łatwiej we dwoje dźwigać problemy dnia wczorajszego, dzisiejszego, jutrzejszego.

Polka i sama Gretkowska jest tego świetnym przykładem.

KIM PANI JEST?

O ile Gretkowska zasadniczo ograniczyła się w Polce do utożsamiania własnej kobiecości z dojrzewaniem do świadomego macierzyństwa, ograniczając inne aspekty (w końcu Gretkowska to też artystka, felietonistka, feministka itd.) o tyle Filipiak do podobnego ograniczenia bardzo daleko.

Autorka Kultury obrażonych przedstawia kobietę, która coś ma lub właśnie nie ma nic do powiedzenia w świecie współczesnym.

Nie idzie jej zatem o to, by było lekko, wesoło i przyjemnie, lecz o to, by coś „załatwić", uwypuklić bądź napiętnować. Stąd właśnie teksty zebrane w „Kulturze obrażonych" układają się w rodzaj zachęty, by życzliwie spojrzeć na tych, co są „inni", nie mieszczą się, wystają z przeróżnych szufladek. Na przykład nie chcą żyć w małżeństwie, rodzić dzieci, pracować na etacie czy należeć do katolickiej większości, chcą mieć za to tożsamość kosmopolityczną, duchowość wywiedzioną z New Age'u i w ogóle cieszyć się przywilejem swobodnego wyboru w każdej sytuacji.

Stąd kobieta staje się bardzo często podmiotem jej rozważań o świecie współczesnym i miejscu w nim kobiet. Wspólnym tłem dla jej utworów jest ideologia wyzwolenia kobiety, wpisana we współczesny feminizm, feministyczną teologię i nauki społeczne. Bohaterki Filipiak doświadczają poniżenia i wywyższenia, poniewierane dokonują aktów agresji, oskarżane bronią się i walczą. Celem tych zmagań jest samopoznanie, samowiedza, przekraczanie barier wytyczonych przez obyczaj, historię, "zdrowy rozsądek". Filipiak kreuje feminizm wyobraźni, przestrzeń swobodnej gry skojarzeń, romantycznych mitów, fantastycznych, bajkowych światów. Jej proza kryje w sobie nieprzebrane bogactwo obrazów i słów. Brzmi jak koncert grany na wiele instrumentów i bezbłędnie prowadzony przez dyrygenta 11).

Już na początku Filipiak ukazuje typy kobiet, jakie się wytworzyły w naszym społeczeństwie, przywołuje poglądy, które niekoniecznie są jej, ale które pragnie napiętnować, i którymi drażni oraz prowokuje do refleksji swych odbiorców. Istnieją zatem: panie, które przez całe życie starały się nie sprawiać kłopotów (więc niezdolna do poparcia decyzji, które nie wszystkim będą się podobać), miłe panie w typie sekretarki (mało zdolne do podjęcia decyzji samodzielnie), asystentki (skłonne odstąpić swoje odkrycia komukolwiek lub o nich zapomnieć), gospodynie domowe (może potrafią wiązać koniec z końcem, ale od większych liczb zakręciłoby im się w głowie) i bardzo miłe panie, które potrafią pocieszyć się czymkolwiek (niestety, uczynienie czegokolwiek lepszym, niż jest, polega często na szukaniu dziury w całym). A między nimi znalazłoby się kilka asertywnych harpii, trochę dam opiekuńczych i kilka mających zadatki na świadomych polityków.

Z powyższego opisu wynika, w którą stronę wycelowane zostało ostrze krytyki; mianowicie w polską nietolerancję, ciasne, konserwatywne myślenie, w niechętną odmienności obyczajowość.

Nie będę zajmować się każdym typem kobiety, postaram się opisać tylko te, które u Filipiak pojawiają się najczęściej i są najbardziej charakterystyczne.

Bo ciało bywa kapryśne

Są takie chwile, która kobieta pożąda drugiej kobiety... 12).

Stuprocentowa kobiecość – gdziekolwiek by się znalazła, zawsze się o niej pamięta. Przyjmuje komplementy jako coś naturalnego, bo mężczyzna nigdy nie zdoła jej pozbawić pewności siebie i wywołać choćby rumieńca na policzkach. Nie stroi się dla oka mężczyzny, ale kobiety... lub dla samej siebie, przez co nie jest poddawana presji perfekcyjnego wyglądu. Nie stara się być piękniejsza niż jest, bo to kreuje niepewność siebie. Wie, że oko kobiety jest mniej rozwinięte niż jej mózg, więc stawia na intelekt. Wie również, że rajskie jabłko pachnie kobietą (B. Prus). Kto? Lesbijka.

Kiedyś słowo to oznaczało tylko mieszkankę wyspy Lesbos. Pamiętamy jej najnowszą historię: Lesbijka jako kochanka ma około 150 lat i przyszłą na świat w zbiorze wierszy „Kwiaty zła" Baudelaire'a (...) To stąd mamy obraz lesbijki przeklętej – wygnanej do szarej strefy erotyzmu, z sercem mrocznym i głębokim jak przepaść – nie do nasycenia. Stąd wygłodniałe spojrzenia, wampiryczne pragnienia itd. (...) Lesbijka była potępiona, skazana na wieczne błąkanie się za życia 13).

Przełóżmy to na język współczesny... Polacy bywają nietolerancyjni wobec mniejszości seksualnych. W naszym kraju odmawia się tym kobietom wielu praw, zbyt pochopnie ocenia się je i łatwo się oskarża bez próby zrozumienia i poznania przyczyn, nie daje się żadnej alternatywy.

Ale lesbijka to nie zawsze ta upokarzana, odrzucana, napiętnowana przez innych. Takie są nierzadko te kobiety, które wybierają mężczyzn, bo lubią wstawać dwie godziny wcześniej – jedna godzina na makijaż, druga, żeby obrobić rodzinę. Lubią też mówić o tym, jak bardzo są zachwycone, że mają okazję żyć w taki właśnie sposób.

Dość wojujący ton. Filipiak oskarża „kochające normalnie" o hipokryzję, życie w zakłamaniu i bez poczucia własnej wartości. Nieprawdą jest, że jest to norma, ale prawdą, że tak czasem bywa.

Zaś lesbijka to osoba, która kocha kobiety – uwielbia bezinteresownie i bez wzajemności. Dla lesbijki słowo „kobieta" znaczy coś innego niż to samo słowo używane w prasie, w Sejmie, w domu i w kościele. Na pewno nie oznacza tej pani z siatami, którą rodzina wita w progu, żeby zapytać, kiedy będzie obiad. Lesbijki przejmują się kobietami częściej niż bywa to na odwrót (...) Za cenę względnej akceptacji zrobią wiele 14). Nie ujawniają się, nie prowokują, starają się nie szokować. Spotykają się w podziemiu. Nie wychylają się ponad graną przez siebie rolę dobrej cioci, społecznicy, kobiety interesu. Chcą być kochane – w końcu są kobietami.

A lesbijka powtórzona z pięćset razy staje się takim słowem jak każde inne.

Czyż nie czas już by słowo to, czy te kobiety nie krępowały?

Dla I. Filipiak nadszedł już ten czas. Jest kobietą wyzwoloną, głośno i wprost wypowiadającą się przeciw szeroko rozumianej nietolerancji Filipiak burzy spokój sumienia, skłania do przemyśleń i pozostawia miejsce na samodzielność. Dlatego czasem czuje się niedosyt, gdyż zostaje postawione pytanie, na które chciałoby się uzyskać odpowiedź. Ale są pytania, na które nie ma jednej słusznej odpowiedzi. Czasem ważniejsze jest jej aktywne, świadome szukanie.

P.s. Nasze społeczeństwo wciąż szuka. Oto dwa przykłady:

1. Pokojowy Manifest homoseksualistów, Kraków 7.05.2004. Bez komentarza.

2. Recenzja tekstów Filipiak w oczach jednego z internautów:

Pedalska grafomania Jeśli książkę napisałby heteroseksualista i traktowałaby o heteroseksualistach, to zapewne nie zostałaby zauważona. A skoro pisze ją pederasta, to od razu urasta do rangi dzieła. Rzygać mi się chce tą polityczną poprawnością i wmawianiem ludziom, że pedały są wspaniałe, a reszta społeczeństwa to nietolerancyjny motłoch.

Tu również komentarz jest zbędny.

Matki Polki

Naturalny instynkt macierzyński nie istnieje. Stwierdza I. Filipiak, powołując się na Historię miłości macierzyńskiej Elisabeth Badinter 15). Kontynuując pisze, że kobieta musi nauczyć się kochać swe dziecko, musi uczyć się przywyknąć do swego macierzyństwa, musi się uczyć, uczyć, uczyć.

Ale rodzicielstwem dobrze jest się z kimś dzielić. I dobrze jest, gdy jest z kim...

Filipiak rozpatruje macierzyństwo też z trochę innej perspektywy niż Gretkowska. Ta pierwsza zauważa tragedię niechcianego macierzyństwa: Noworodki w plastykowych torbach leżą na śmietniku, płyną Wisłą, wykopuje się je w ogródku 16).

Autorka zadaje sobie i nam pytania: czego owocem są te dzieci: miłości, niewiedzy, nudy, uległości czy przyzwyczajenia?

Zabicie dziecka Filipiak nazywa metodą antykoncepcyjną, której nie wynaleźli ani naukowcy ani feministki. Więc kto? Odpowiedź: Stosują je dobre kobiety – posłuszne, biedne, skromne prowincjuszki. Zawsze katoliczki. Czasem widocznie w którąś z nich wstępuje diabeł 17).

Filipiak znowu atakuje, znowu piętnuje zachowania niedopuszczalne i nieetyczne. Pokazuje jak po raz kolejny to kobieta staje się tą złą, hipokrytką, zakłamaną katoliczką, która nie zna innych metod antykoncepcyjnych jak zabójstwo.

Nie można jednak patrzeć na ten problem tylko z tej jednej perspektywy. Nie wiadomo, czy ich uległość, ubóstwo i prowincjonalność mogą je w jakiś sposób usprawiedliwiać. Ale samotność, porzucenie, brak nadziei, brak pomocy, brak ludzi obok – tak.

Nie można w sposób jednoznaczny i nie budzący żadnych zastrzeżeń i wątpliwości stwierdzić: te kobiety są złe, gorsze, najgorsze.

Filipiak pisze tak: Jeśli trudno ustalić, czy kobieta jest dobra, czy zła, to w pewnych okolicznościach staje się podejrzana. Jako matka obecna lub przyszła (matka musi być dobra) kobieta może jednak uszkodzić noworodka (jest zła potencjalnie).

Dalej podsuwa „rozwiązania": Upośledzona moralnie – trzeba dla niej wystawić na ulicę dziecięce łóżeczko, żeby nie zapomniała, że lepiej oddać dziecko do szpitala niż zabić. Skrócić prawnie czas trwania szoku porodowego do 48 godzin. Bo może co druga chciałaby dusić, a potem mówić, że miała depresję? Już my wiemy, jak one by chętnie zabijały. Trzeba je od tego odwodzić najwyższymi karami, dla przestrogi 18).

Jakaż smutna jest polska rzeczywistość. Jakże niesprawiedliwi ludzie. Filipiak to widzi, Filipiak o tym pisze. Prowokuje do zajęcia stanowiska, do oceny, do refleksji lub chociażby do samego myślenia o problemie.

Ale wróćmy do tematu matki...

Matki generalnie to te, które dopieszczają, stoją u boku, pocieszają, „zmieniają majty" – zawsze na swoim miejscu, zawsze w pogotowiu, zawsze na czas. Za nagrodę służy im wypłata męża. To je satysfakcjonuje. Ale jeszcze dalej idzie krytyka Filipiak; przytacza ona słowa Pawła Śpiewaka (prof. UW): „Kobiety w zasadzie godzą się na rolę nielotów". Autorka stwierdza, że faktycznie tak jest i faktycznie nie można tych kobiet nijak obrazić takim stwierdzeniem o nich, bo utraciły gdzieś godność osobistą. Takie kobiety prowadzą życie dla innych, pełne wyrzeczeń, cierpliwego wyczekiwania na własną kolej (bo zawsze jest ktoś lub coś przed), która nie nadchodzi.

One nigdy nie realizują marzeń. One marzeń nie mają. To staje się normą. I ta norma właśnie autorkę przeraża.

Z tych kilku felietonów rozpościera się przed czytelnikiem szalenie beznadziejny obraz kobiety – matki. Ostro podkreślone przez autorkę zostało to, iż kobieta sama pozwoliła na status, jaki jej przypadł w udziale. Status, którego nikt inny nie chciał. To właśnie na płaszczyźnie domowej (która jest jednak domeną kobiety – matki) wypada ona najgorzej. Filipiak kieruje ostrze krytyki w jej stronę: w ten sposób myślenia, powielania go i tolerowania przez kobiety. Bo w naszym społeczeństwie gospodyni domowa powinna:

wytrzeć kurze

wynieść śmieci

wymieść spod łóżka

wytrzepać dywan

nakarmić dziecko

pójść po zakupy

podlać kwiatki

napalić w piecu

przyrządzić obiad

wymyć rondle

wypłukać szklanki

wyprać pieluchy

zaszyć spodnie

przyszyć guzik

zacerować skarpetki

zapisać wydatki

i jeszcze

zrobić

tysiąceinnychrzeczyoktórychniemampojęcia

(fragment wiersza Andrzeja Bursy).

Kobieta, żeby podjąć skuteczną walkę o swoje miejsce, powinna rozpocząć ją od najniższego szczebla, czyli domu. Tymczasem nadal spotyka się kobiety, którym pozycja męczennicy z balastem całego domu na barkach najwyraźniej odpowiada. A jest tak, że jeśli uda się jej opanować sytuacje domową, na wyższych szczeblach pójdzie już łatwiej.

Wygląda na to, że matka Polka ma takie oto priorytety: najpierw rodzina i finanse, potem zdrowie, później długo, długo nic i wreszcie przyjemności: wygląd, mężczyzna, kariera, czas dla samej siebie. W którymś momencie życia kobiety zaczynają się wyraźnie rozchodzić zawodowo – rodzinne cele, a ich harmonia nie wydaje się już tak oczywista.

Izabela Filipiak jest kobietą wyzwoloną, feministką – stąd tak przykre oceny „kobiet – nielotów", „kobiet – przynależnych", „kobiet – podporządkowanych". Ale może też i stąd, iż jeszcze wierzy, że kobiecie i matce może być lepiej. Jeżeli tylko sama o to zadba, jeżeli tylko wyzbędzie się gombrowiczowskiej gęby „nielota".

Cóż zatem pozostaje im na dziś? Na razie (...) mogą [one] przypiąć sobie medal z buraka – jak nikt potrafią robić dobrą minę i żyć tak, żeby się nie wydawało, że w ogóle mają kłopoty 19).

Współczesne gladiatorki

Cóż to za typ kobiety, te gladiatorki? „Przepis" na ową według Izabeli Filipiak: aby zostać gladiatorką, trzeba się wyrzec wolności (...) Reguły walki – starożytnorzymskie. Warunki życia – spartańskie 20).

Otóż to ten typ kobiety, który generalnie ma się źle, więc postanawia walczyć, by było mu lepiej. Lepiej mu nie jest, gdyż jego walka skazana jest z góry na przegraną. Z kim walczy? Z mężczyznami, rzecz jasna.

Autorka przytacza doskonały tego przykład; chodzi mianowicie o nabór kobiet do policyjnej drogówki, do pracy ciężkiej, mało płatnej, z której mężczyźni odchodzą. Oczywiście najlepszym sposobem na zapełnienie etatów są kobiety: mało wymagające, pracowite, sumienne, silne jak kariatydy wytrzymałe na mróz (propozycja dla pielęgniarek). Będą pracować ciężko i wytrwale, tak samo dobrze jak mężczyźni, może nawet i lepiej. I to ot tak – ze zwykłej wdzięczności, że mogą się wykazać.

Rzeczywiście jeszcze pokutuje niestety przekonanie, iż kobiecie należy się mniej za to samo niż mężczyźnie. Wokół dużo się mówi o równouprawnieniu, które jak wynika z moich obserwacji ogranicza się do pustosłowia, albo zwykłego chamstwa ze strony panów, w których mniemaniu równouprawnienie tożsame jest z możliwością odstawienia do lamusa wszystkich grzecznościowych zachowań wobec kobiet. Zawsze uważałam, że uprzejmość nic nie kosztuje. Myliłam się. Nie dość, że jest droga, to rzadko dostępna i nie bezinteresowna. Cóż... i do braku zwykłej (albo już niezwykłej) uprzejmości można się przyzwyczaić. Polki się przyzwyczajają (nie wszystkie, ale większość).

Polek głaskać nie trzeba. Zahartowane w boju jak rzymscy żołnierze- stwierdza autorka, popierając tym samym moje wnioski. Bo chyba tak jest, że Polki wyzbywają się ckliwości na rzecz walki. Walki o siebie, o to, by nie zostać w tyle. Są w stanie tyle poświęcić. Tak stają się gladiatorkami. Autorka widzi to tak: Szkolenie w walce mieczem i toporem – w trakcie spektaklu. Pogrzeby – niestety na koszt własny. Pensja w wysokości dotychczas pobieranego zasiłku plus napiwki rzucane zwyciężczyniom z trybun przez hojną widownię

Ale obok tych są i inne „Polki – gladiatorki" (śmiesznie brzmi, ale śmieszne bynajmniej nie jest). To te, którym się udało. Wygrywają w rywalizacji z mężczyznami, przez co czasami oskarżane są przez nich o to, że nie zawsze są mądre i że mogą odebrać miejsce jakiemuś mądremu mężczyźnie..Z tego wynika, że zdolności i doświadczenia kobiet nie zawsze mogą iść w parze z jej ambicjami, bo akurat może znaleźć się ktoś, kto je przez własne kompleksy (i samo bycie mężczyzną czasami) zdepcze.

Na szczęście istnieją też tacy, którzy są zwolennikami kobiet u władzy. Cenią ich opiekuńczość, zdolność do ujmowania kwestii społecznych z nowej perspektywy, większą wrażliwość na potrzeby grup zaniedbanych i upośledzonych, mniejszą skłonność do pobłażania własnym ambicjom, dokładność i rzetelność . Jeżeli chodzi o te cechy, to kobiety w nich dominują, przez co czasem lepiej sprawdzają się na stanowiskach od mężczyzn. Szkoda, że tak mało panów przyjmuje ten fakt do wiadomości i się z nim zgadza.

Polki lubią się testować. Testują własną osobę i siebie nawzajem. Nie robią tego dla pieniędzy. Chcą wzbogacić się wewnętrznie. Jak to kobiety.

Pojawił się w tym miejscu bardzo rzadki u Filipiak akcent pozytywny, już nie demaskatorski, ale przyjazny i chwalący kobiety. Za to, że robi coś lepiej od mężczyzny, ale z innych pobudek. I w tym już jest od niego o jeden szczebel wyżej.

W tym miejscu zamknę swe wywody. Jakkolwiek Filipiak nie lubiana, agresywna i wojownicza, stara się jednak spoglądać na problemy i przywary naszego społeczeństwa z dystansu i obiektywnie je opisywać (choć to bardzo trudne). Nie trzeba się z jej kontrowersyjnymi poglądami zgadzać, ale już sam fakt zauważenia ich po przeczytaniu kilku felietonów autorki Kultury obrażonych może stanowić dla nas wszystkich krok do przodu.

O KOBIETACH, TYLKO DLA KOBIET

Jagoda

Jagoda to bohaterka powieści Izabeli Sowy Herbatniki z jagodami. Jest pracownicą FIRMY, ma partnera Bartka od sześciu lat, spłaca raty za mieszkanie i ogólnie wydaje się, że wszystko jest, jak być powinno. Tak jest do czasu, kiedy słyszy z ust wróżki znamienne słowa: Twoje życie wcale nie jest poukładane jak czekoladki w wedlowskiej bombonierce. A ja ci powiem, dlaczego. Bo ktoś te czekoladki prawie wszystkie powyjadał. I zostały puste sreberka. Ty zaś dalej myślisz, że masz pełne pudełeczko 21).

Od tej pory bohaterka zaczyna się zastanawiać. W końcu któregoś dnia (przez głupi dowcip) zostaje wysłana na urlop przymusowy. Poczuła się wówczas oszukana i wykorzystana, bo wierzyła FIRMIE (czyt. ludziom z FIRMY), ufała, że znajdzie w niej własną ścieżkę samorealizacji. Została, zamiast tego, oddelegowana z FIRMY, co nieuchronnie wiązało się z pustką (Pełna gotowość. Tylko do czego? Co można zrobić z taką ilością czasu?) Odsunięciem od partnera, przy którym i tak czuła się jak zbędny detal. O jeden obraz za dużo. Niepotrzebna grafika na ścianie.

Wyjechała na prowincję. Tak, kobieta z miasta powróciła na prowincję na przekór tym kobietom, które nie potrafią żyć z dala od centrum handlowego i wszystkiego, co ono oferuje. „Pokazała język" tym damom, które boją się gliniastych dróg (niszczą szpilki), zwierząt bez kagańca (mogą ugryźć albo, co gorsza, zlizać makijaż), mleka i jajek prosto z targu (brak informacji o wartości kalorycznej), nieklimatyzowanego powietrza, niekontrolowanej w solarium opalenizny oraz alergenów czyhających w polu rzepaku.

Postanowiła zacząć od nowa. Choć trudno z marszu odpowiedzieć na pytanie: „od czego zacząć?". Po krótkim zastanowieniu pada odpowiedź: „od siebie".

Jagoda zaczyna pracę w pogotowiu, tam poznaje nowych (i prawdziwych) przyjaciół i zaczyna doceniać siebie i własne zdolności. Czuje po raz pierwszy, że być potrzebnym – to chyba jedna z najważniejszych rzeczy w życiu człowieka.

Poznaje oczywiście mężczyznę, bo jak sama stwierdza my, ludzie, nie jesteśmy samowystarczalni. Zawsze będziemy potrzebować innych.

W końcu bohaterka wraca do FIRMY (ale tylko na chwilę), by ostatecznie z nią zerwać i wrócić do szczęścia, które czeka ją, nie w wielkim mieście i FIRMIE, ale na prowincji wśród przyjaciół. Dlaczego zdecydowała się wrócić? Jej odpowiedź brzmi tak: Bo szukam czegoś więcej niż ciepłego błotka stabilizacji 22).

Agata

Agata, bohaterka książki Moniki Szwai pt. Jestem nudziarą pisze o sobie tak: Jestem nudziarą. Doszłam do tego wniosku po dogłębnym przemyśleniu sprawy. Odstaje od społeczeństwa, które jest wesołe, nowoczesne, przebojowe (...) Ubieram się w czarne kiecki. Maluję się śladowo (...) Jestem nudziarą i mam przerąbane!!!

Poniżej kontynuuje:

W wieku lat trzydziestu:

- nie miałam jeszcze ani jednego męża,

- spałam tylko z czterema facetami,

- byłam zaledwie na trzech balach,

- nie zmieniłam pracy ani razu, odkąd ją podjęłam. A teraz będę musiała ją zmienić (...) Matko Boska, będę panią nauczycielką! 23)

Na początku ma opory, bo, jak sama twierdzi, nie znosi dzieci, które ją brzydzą i nudzą. Już woli tłuc kamienie na drodze niż pójść do szkoły. Ale stało się. Poszła. I dobrze. Tam poznała fantastycznych uczniów, zaprzyjaźniła się z nimi i odkryła, że nie są oni tacy źli. Mogła też zaobserwować współczesną polską szkołę i zakompleksionych nauczycieli, którzy leczą własne słabości w klasach.

Z pomocą uczniów zmieniła się sama Agata, która z nudziary o myszowatym wyglądzie przeistoczyła się w kogoś zupełnie nowego: Kobieta bez zahamowań, jaką właśnie zamierzam się stać, nie będzie przeprowadzała dogłębnych analiz! Będzie przyjmowała życie takim, jakie ono jest, bez komplikowania sytuacji prostych i bez zawracania sobie głowy przesądami.

Oczywiście punktem niezmiernie ważnym staje się poznanie mężczyzny (ojca jednego z wychowanków), w którym odkryła miłość swego życia. Dzięki niemu i zmianie siebie stwierdza: Zawsze wiedziałam, że pod przykrywką nudziarstwa jestem osoba niebanalną. Tylko nikt mi do tej pory tego nie powiedział 24).



Dlaczego zestawiłam obie te autorki i ich książki razem? Otóż mają one bardzo wiele ze sobą wspólnego. Obie pisane są w formie pamiętnika (rewelacyjne czytadła na popołudnia i wieczory, wciągające, odprężające, napisane z humorem). Mają wspólny motyw – kobiety samotnej zmieniającej siebie i własne, nieudane życie. Kobiety, która myślała, że jest szczęśliwa, ale dopiero rzeczywistość zweryfikowała ten pogląd. Bohaterki odkąd robią to, co lubią, odkąd czują się potrzebne, odkąd spełniają się zawodowo, czują się dopiero szczęśliwe. Cudownym dopełnieniem staje się cudowny partner, który za lojalność do kobiety, nie zagarnia jej wolności, czasu i jej samej jako własności.

Jagoda poznała, że prowincja też może coś zaoferować trzydziestoletniej kobiecie, a Agata, że bycie nauczycielką w szkole wcale nie musi być dopustem bożym.

Obie te książki świetnie ze sobą korespondują, obie dają świetne przykłady kobiet, którym się udało. A udało się, bo im się chciało. Nie popadły w depresję, ale szukały dalej swego miejsca. Nie tu, to gdzie indziej. I nie wstydziły się przyznać, że mężczyzna jest każdej z nich do szczęścia koniecznie potrzebny.

Żadna z tych książek nie jest „ambitną literaturą", która stawia sobie za cel krytykowanie, obnażanie czy ironizowanie rzeczywistości (choć po trosze to też). Tym bardziej nie jest to typowa, czy sztandarowa proza feministyczna. Ale prozę tę piszą dwie wschodzące młode autorki, o których już zaczyna być głośno, więc warto je znać. Nie grzmią one (jak Filipiak), nie biorą na warsztat własnych wnętrzności (jak Gretkowska), ale przekonują, że kobiety powinny, mimo nieprzyjemnych niespodzianek, jakie niesie ze sobą los, powalczyć o siebie. Dlaczego kobiety? Bo to do nich i dla nich pisana jest proza Szwai i Sowy.

Niesamowicie szybko się to czyta! W fotelu, w kuchni, w tramwaju, na ulicy... wszędzie. Nie zamierzam nikomu wmawiać, że jest to literackie arcydzieło, bo z całą pewnością nie jest. Ale jeśli któraś z was planuje samotny wieczór, samotną sobotę lub w ogóle jakiś samotny moment i nie zamierza rzucać się na ambitną literaturę - te książki są idealnym rozwiązaniem. O babie, dla bab, napisane z pomysłem, lekko i przyjemnie. Odpręża, ale nie ogłupia. (...) Oby tak dalej! Niewątpliwie nasza rodzima babska literatura wreszcie zaczyna zmierzać ku dobremu... 25).

WSPÓŁCZESNA POLSKA PROZA KOBIECA

Być pisarką w dzisiejszej Polsce znaczy nadal coś zupełnie innego niż bycie pisarzem, ale też coś zupełnie innego niż bycie pisarką dwadzieścia lat wcześniej. Michał Głowiński, znany badacz języka i literatury, w mowie skierowanej do Wisławy Szymborskiej podczas nadania poetce doktoratu honoris causa Uniwersytetu w Poznaniu (w 1995 roku) przyznał, że "język tak jest skonstruowany, że formom męskim przyznał przywilej ogólności. Kiedy powiadam wielka poetka, chcąc nie chcąc sugeruję, że jest tylko najlepszą wśród kobiet piszących wiersze." Aczkolwiek być pisarką w dzisiejszej Polsce znaczy mieć się wcale nieźle: znaczy bowiem – być w centrum zainteresowania 26).

Feminizm w Polsce rozpoczął się w latach 30-tych XIX w. od ruchu Entuzjastek z Narcyzą Żmichowską (autorką Poganki) na czele. W następnym pokoleniu E. Orzeszkowa tworzy Martę, studium psychologiczne osamotnionej kobiety, która przechodzi do klasyki europejskiej prozy emancypacyjnej.

Z czasem pojawia się dylemat, na który kobiety – pisarki próbują znaleźć odpowiedź: patriotyczna wspólnota kobiet z mężczyznami czy też walka o artystyczną autonomię własnej płci?

Walka kobiet rozpoczęła się wraz z wywalczonymi prawami wyborczymi oraz edukacyjnymi. Kobiety w międzywojniu przełamały barierę tabu wobec kobiecego przeżywania. Należy tu wspomnieć o chociażby M. Kuncewiczowej, H. Boguszewskiej, P. Gojawiczyńskiej, M. Dąbrowskiej i oczywiście Z. Nałkowskiej.

Po roku 1989 wyzwolone z patriotycznego obowiązku pisarki zbliżyły się do pisarstwa bliższego swemu doświadczeniu: społecznemu, psychologicznemu i cielesnemu. Nastąpiła rewolucja w tematach i poetykach młodej literatury. Oto niektóre z owych „nowych głosów": M. Gretkowska, N. Goerke, I. Filipiak. Niekwestionowanym talentem (docenianym w Polsce i Europie) jest O. Tokarczuk. Dopełniają obraz współczesnej literatury takie artystki jak: H. Kowalewska, E. Hoffman, M. Saramonowicz, Z. Rudzka, A. Bojarska, K. Kofta, H. Krall, M. Tulli, K. Dunin i wiele, wiele innych.

Jak widać współczesna polska proza kobieca, to zjawisko niejednorodne, w którym skupiają się pisarki z różnych pokoleń, orientacji, poetyki artystycznej, co sprawia iż nie podobna ułożyć ich w jeden prąd czy tendencję. To, co je łączy, to osoba autorki, kobiety obserwującej i opisującej na nowo to, co wokół niej, cierpliwie podważającej zastane struktury i wartości.

Tej różnorodności nie można lekceważyć. Wywołała ona szerokie dyskusje, których centralnym punktem były pytania o feminizm, ciało, specyfikę płci kobiecej. To głównie na kobiecy punkt widzenia, mitologię, historię, biografię kobiety i jej życie wewnętrzne położony jest nacisk w naszej prozie.

Tak jest i u Gretkowskiej i Filipiak, i u Sowy, i Szwai. Wszystkie one uprawiają pisarstwo nasycone elementami biograficznymi, tworzą portrety kobiet zupełnie innych, ale jakże prawdziwych. Nie oszukują, nie dodają sobie wdzięku, piszą, co czują i jak widzą świat oraz gdzie jest miejsce w tym świecie dla kobiet.

Gretkowska spełnia się w macierzyństwie (o ironio!), kontynuując karierę pisarską; Filipiak walczy o prawa kobiet, nie boi się poruszać stabuizowanego wątku miłości między kobietami; a Sowa i Szwaja ze swoimi bohaterkami zmierzają (miejmy nadzieję) ku dobremu...

Przypisy:

1) M. Gretkowska, Polka, s. 283.

2) I. Iwasiów, Być kobietą. Literatura feministyczna w Polsce.

3) M. Gretkowska, jw.,35

4) tamże, s.34.

5) tamże, s. 65.

6) tamże, s. 82.

7) tamże, s. 178.

8) tamże, s.217.

9) tamże, s. 345.

10) tamże, s. 346.

11) I. Iwasiów, jw.

12) I. Filipiak, Kultura obrażonych, s. 68.

13) A. Wierzchowska, Bo w Ameryce...

14) I. Filipiak, jw., s. 35.

15) tamże, s. 196.

16) tamże, s. 36.

17) tamże, s. 116.

18) tamże, s.194.

19) tamże, s. 127 (Intrygantki i złośnice).

20) tamże.

21) I. Sowa, Herbatniki z jagodami, s. 12.

22) tamże, s. 218.

23) M. Szwaja, Jestem nudziarą, s. 7.

24) zob. tamże, s. 125.

25) B. Zajączkowska, Tylko dla bab, czyli czytadło na samotne popołudnia.

26) A. Konińska, Współczesna polska proza kobieca.

Bibliografia:

1) Manuela Gretkowska, Polka, Warszawa 2001.

2) Izabela Filipiak, Kultura obrażonych, Warszawa 2003.

3) Izabela Sowa, Herbatniki z jagodami, Prószyński i S – ka S.A., Warszawa 2003.

4) Monika Szwaja, Jestem nudziarą, Prószyński i S – ka S.A., Warszawa 2003.

Źródła:

1) Inga Iwasiów, Być kobietą. Literatura feministyczna w Polsce.

2) Agnieszka Kosińska, Współczesna polska proza kobieca.

3) Anna Wierzchowska, Bo w Ameryce...

4) Barbara Zajączkowska, Tylko dla bab, czyli czytadło na samotne popołudnia.

 

Serwis rozdaje przeglądarkom bezpieczne ciasteczka.