Opowiadanie

Opowiadanie. Pamiętne wakacje

To był piątek. Pamiętam. Od rana nic mi nie wychodziło. Spóźniłam się na lekcje. Nauczyciel spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem. Zapomniałam o klasówce z chemii! No i ta jedynka z matmy! Wychodząc ze szkoły, potknęłam się na schodach.

Na domiar złego w domu mama czekała już z gotowym pytaniem:

- Jak tam w szkole?

- Nie ja tego nie zniosę – pomyślałam i zamknęłam się w swoim pokoju.

Zawsze tak robię, kiedy mam doła. A wtedy miałam wyjątkowego! Czasami tak jest, że człowiek ma gorszy dzień…

Leżąc dłuższą chwilę wpatrywałam się bezmyślnie w półkę z książkami i albumami. Coś mnie tknęło i zaczęłam sobie oglądać zdjęcia z wakacji… To były piękne chwile… Przewracałam strony w albumie i myślałam o minionym lipcu. Prawie na każdej fotografii byłam z Anitą - moją przyjaciółką. Nie odstępowałyśmy siebie na krok. Och, jakie to były beztroskie czasy!…

Wtedy uświadomiłam sobie, że właściwie od wakacji nie widziałam Anity. Co się z nią dzieje? Od czasu, kiedy rozpoczęłyśmy naukę w nowych szkołach, zupełnie straciłam z nią kontakt! Usiłowałam sobie przypomnieć - jak to się mogło stać? Tak, pamiętam… dzwoniłam do niej parę razy, ale jej telefon milczał…. Czyżby zmieniła numer? A może Anita tak się zmieniła pod wpływem nowych koleżanek ze szkoły? Nie chce mnie już znać? Po tylu latach przyjaźni? - Niemożliwe. Jutro do niej pójdę i sprawdzę, co się z nią dzieje. Kiedyś nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic...

W sobotę, nie czekając na nic, postanowiłam odwiedzić moją dawną przyjaciółkę. Nie zadzwoniłam, nie umówiłam się na spotkanie. Ot, chciałam jej zrobić niespodziankę.

Drzwi otworzyła Anita. Stanęła w progu i ku mojemu zdumieniu wcale nie ucieszyła się z mojej wizyty.

- Anita, jesteś!...- zawołałam w progu z entuzjazmem.

- Dorota?... Co ty tu robisz? – powiedziała jakimś dziwnym, zatrwożonym głosem.

Wyraźnie widać było, że moja wizyta wprawiła ją w zakłopotanie.

- Przeszkadzam? Mam ci tyle do opowiedzenia…. Nie widziałyśmy się tak dawno…

- wykrztusiłam szybko widząc jej minę.

Anita najwyraźniej nie miała ochoty na rozmowę ze mną. Nie dałam jednak za wygraną.

- Po tylu latach przyjaźni nie można tak zrywać kontaktów. Chyba należy mi się jakieś słowo wyjaśnienia - ciągnęłam dalej i nie czekając na zaproszenie, weszłam do przedpokoju.

- Jesteś sama?- próbowałam zacząć rozmowę.

- Tak, rodzice są w pracy - ucięła krótko.

Usiadłyśmy w pokoju naprzeciwko siebie. Dopiero teraz przyjrzałam się Anicie dokładniej.

Była jakaś inna, jakby nie ta dziewczyna, którą znałam. Twarz miała smutną. Była blada. Jej oczy podkrążone, niewyspane wskazywały na to, że coś jest nie tak...Wyglądała jakby miała o pięć lat więcej! Wprawdzie nie widziałyśmy się ponad dwa miesiące… Co ona z sobą zrobiła? Anoreksja?... - przemknęło mi przez myśl. Nie, to do niej niepodobne…

Rozmowa jakoś się nie kleiła. Anita była jakby nieobecna, myślami błądziła gdzie indziej. Siedziała ze spuszczoną głową, wyraźnie unikając kontaktu wzrokowego.

Po chwili milczenia Anita zapytała mnie, czy jestem wierząca. Zdziwiło mnie to, gdyż nigdy przedtem nie rozmawiałyśmy na temat wiary.

- Pamiętasz? Jak wróciłyśmy znad morza, pojechałam jeszcze na obóz w góry - zaczęła Anita.

Tam poznałam Dawida. Miał dziewiętnaście lat. Szybko przypadliśmy sobie do gustu. Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Wakacje sprzyjały nocnym spacerom, coraz częstszym spotkaniom. Niewiele wiedzieliśmy o sobie. Nie interesowały nas takie szczegóły.

- Jak to na wakacjach bywa - chwilowe, krótkie zauroczenie. Taki wakacyjny flirt? - wtrąciłam.

- Niezupełnie- ciągnęła dalej Anita. Spędzaliśmy coraz więcej czasu razem. Kilka dni, kiedy pozostała grupa pojechała na wycieczkę, byliśmy tylko we dwoje. Wszystko wtedy wydawało się takie miłe i romantyczne. Dawid obdarowywał mnie czułymi słówkami. Zdawało się, że podaruje mi gwiazdkę z nieba…Zakochałam się…, Ale kiedy skończyły się wakacje, kontakt z Dawidem urwał się. Nie dzwonił, nie odbierał telefonu, nie pisał sms-ów. Po prostu cisza, kamień w wodę.

- Tak nagle zerwał kontakt? Dlaczego?- Wyrwało mi się chyba niepotrzebnie, bo Anita w tym momencie wybuchła płaczem…

Po chwili, jakby trochę się uspokoiła i ciągnęła dalej… Mówiła, jak poczuła się oszukana, wykorzystana….

- Ale to jeszcze nie wszystko – mówiła dalej spokojnym, stonowanym głosem…

Mijały dni. Ciągle jeszcze wracałam myślami do tamtych pięknych chwil, spędzonych razem

z Dawidem. Z jego strony nie było jednak żadnych wiadomości. Mówią- czas leczy rany... Prawda? - Zapytała mnie nagle. -To nie takie proste w moim przypadku - nie czekając na moją odpowiedź - wykrztusiła.

 

Opowiadanie Anity coraz bardziej mnie intrygowało. Słuchałam z zaciekawieniem, co tak naprawdę się wydarzyło… Widziałam w jej oczach jakiś dziwny lęk, wręcz przerażenie…

- Minęły prawie dwa miesiące od wakacji – ciągnęła dalej. Jakoś dziwnie się czułam.

Byłam blada. Miałam jakieś dziwne dolegliwości. Bałam się pójść do lekarza. Wiesz, czego się obawiałam? Obawiałam się najgorszego! Wreszcie przełamując strach, kupiłam w aptece test ciążowy. Jakie to było dla mnie krępujące!... Wynik, niestety okazał się dla mnie szokujący! Ciąża w wieku szesnastu lat! Jak ja to powiem rodzicom? Co ze szkołą? Co będzie dalej?!... Na dodatek Dawid nie dawał znaku życia… Nie obchodziłam go już zupełnie…

- I co zrobiłaś?- zapytałam szybko.

- Przez kilka dni walczyłam sama ze swym problemem - odpowiedziała.

- Dlaczego nie porozmawiałaś ze mną, ze swoimi rodzicami?

-Bałam się reakcji rodziców… Nie spałam całymi nocami…To był koszmar!

Nie chodziłam do szkoły. Rodzicom mówiłam wówczas, że jestem chora, że źle się czuję. Ciągle myślałam, co mam zrobić. Udałam się do lekarza, który niestety utwierdził mnie w mym przekonaniu. Byłam u kresu sił!

I wiesz, co wtedy przyszło mi do głowy?..

Nie mogę urodzić tego dziecka! Nie teraz! Będę miała zrujnowane całe życie! - Takie myśli krążyły mi po głowie na przemian z głosem sumienia: Nie zabijaj! Nie zabijaj! – Byłam rozdarta…

- Anita,… co ty mi próbujesz powiedzieć?... Czy ty rzeczywiście… - z trudem wydobyłam z siebie.

- Tak, podjęłam straszną decyzję - kontynuowała Anita. Moi rodzice wyjechali do sanatorium, nic nie podejrzewając. W czasie ich nieobecności postanowiłam za wszelka cenę usunąć ciążę. Sprzedałam biżuterię rodzinną. Przez kilka dni szukałam w prasie „ pomocy” jakiegoś ginekologa. Chciałam zabić swoje dziecko!

Wreszcie znalazłam takiego, który się zgodził.

 

Słuchałam jej opowieści w milczeniu. Anita mówiła prawie jednym tchem, jakby chciała wreszcie wyrzucić wszystko z siebie. Patrzyłam na nią i wydawało mi się, że to jakiś zły sen.… Ale ona mówiła dalej… Opowiadała rzeczy, o które nigdy bym jej nie posądziła.

Przecież tak dobrze ją znałam, a może tak mało?

 

- Po zabiegu byłam bardzo słaba- kontynuowała moja koleżanka. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co ja naprawdę zrobiłam!

- Anita! Przecież taki zabieg to nic innego jak zabójstwo własnego, nienarodzonego jeszcze dziecka. Dziecka, któremu dałaś życie i nie pozwoliłaś dalej żyć! – powiedziałam jednym tchem.

Jak mogłaś podjąć taką decyzję? - dodałam.

- Teraz to wiem…Nie mogę sobie tego wybaczyć. Nocami miewam koszmarne sny. Takie sny, do których wolałabym nie wracać…

- Nie dziwię się. Ale, powiedz, dlaczego nie powiedziałaś o tym komuś? Nie poradziłaś się? Dlaczego sama podjęłaś tak straszną decyzję? Decyzję, która zaważyła na twojej psychice! Czy ty sobie zdajesz sprawę, że do końca życia możesz ponosić tego konsekwencje? - powiedziałam podniesionym głosem.

- Byłam bliska załamania psychicznego. Sądzisz, że nie walczyłam z własnymi myślami?!

Nie jadłam, nigdzie nie wychodziłam. Biłam się sama ze swoimi myślami…Teraz wiem, przegrałam. NIE ZABIJAJ - ciągle słyszę ten głos jak echo niosące się po lesie! – Powiedziała szlochając.

 

Słuchałam opowieści Anity z przerażeniem a jednocześnie ze współczuciem. Sytuacja, w jakiej się znalazła nie była łatwa, powiedziałabym wręcz – wymagała wielkiej dojrzałości. Tylko, czy w wieku szesnastu lat jest się wystarczająco dojrzałym do podejmowania tak ważnych decyzji?

Co mam jej powiedzieć - pomyślałam … Powinnam ją chyba zrozumieć, pocieszyć? Nie umiałam jakoś znaleźć odpowiednich słów. Ja, która potrafiłam zawsze się znaleźć w każdej sytuacji…Anita siedziała na kanapie. Wpatrywała się we mnie, jakby czegoś oczekiwała…

-Wiesz, szczerze Ci współczuję… Nie wiem jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji - dodałam szybko na pocieszenie.

Nagle zadzwonił mój telefon.

- To mama. Martwi się, że tak długo mnie nie ma w domu…Muszę lecieć…

Dopiero teraz popatrzyłam na zegarek. Była już północ. Szybko pożegnałam się z Anitą

i wybiegłam….

 

 

Serwis rozdaje przeglądarkom bezpieczne ciasteczka.