Witold Gombrowicz Ferdydurke - opracowanie

Polska w Ferdydurke

Polska w Ferdydurke Witolda Gombrowicza

Celem artykułu jest opisanie tego, jak ukazana jest Polska w "Ferdydurke".

Test z "Ferdydurke"

Ferdydurke: Polska - obraz Polski

„żem pochodził z kraju szczególnie obfitującego w istoty niewyrobione, poślednie, przejściowe, gdzie na nikim żaden kołnierzyk nie leży, gdzie nie tyle Smęt i Dola, ile Niezguła z Niedojdą po polach snują się i jęczą?"

Ferdydurke: obraz polskiej wsi

Ksenofobia, zacofanie, niechęć, nienawiść chłopów wobec reszty społeczeństwa:

„Wreszcie, napotkawszy jeszcze jedną opustoszałą wieś, zaczęliśmy stukać do chat. Odpowiedziało wściekłe ujadanie, jakby sfora rozbestwionych psów, poczynając od wielkich brytanów, a kończąc na małych kundelkach, ostrzyła sobie na nas zęby."

 

Chłopi schowali się widząc obcych - boją się ich:

„Dlaczego nie ma chłopów? Uszczypnij mnie, bo chyba śnię... - Słowa te nie zdążyły się rozpłynąć w powietrzu czystym, gdy z pobliskiego dołu po kartoflach wyjrzała głowa chłopia i natychmiast skryła się z powrotem, a gdyśmy podeszli bliżej, z jamy ozwało się wściekłe ujadanie. - Pieronek - rzekł Miętus. - Znowu psy? Gdzie chłop?"

„Człowieku – rzekł Miętus - o co wam idzie? Dlaczego chowacie się przed nami?"

Nędza chłopów prowadzi do ich zezwierzęcenia:

„Okrążyliśmy dół z obu stron (a tymczasem z chat rozlegały się formalne wycia) i wykurzyliśmy chłopa oraz babę z czworaczkami, które karmiła jedną wyschłą piersią (druga bowiem od dawna była już nie do użytku), szczekających rozpaczliwie i zajadle. Rzucili się do ucieczki, lecz Miętus poskoczył i złapał chłopa. Ten tak był wynędzniały i chudy"

Chłopi boją się, że ktoś im chce wyrządzić znowu krzywdę:

„padł na ziemię i zajęczał: - Panoczku, panoczku., adyć zlitujcie się, adyć zaniechajcie, adyć ostawcie, panie!"

Udają zwierzęta, by nikt od nich nic nie chciał i nie pogorszył ich sytuacji:

„Na dźwięk słowa "człowiek" ujadanie w chatach i za opłotkami rozpoczęło się z podwójną siłą, a chłopina pobladł jak chusta. - A zlitujcie się, panie, ady jo nie człowiek, ostawcie! - Obywatelu - rzekł wówczas polubownie Miętus - czyście oszaleli? Dlaczego szczekacie, wy i wasza żona? Mamy jak najlepsze intencje. - Na dźwięk tego wyrażenia "obywatel" szczekanie ozwało się z potrójną siłą, a wieśniaczka zaniosła się płaczem: - Ady zmiłujcie się, panie, on nie obywatel! Jaki ta obywatel z niego! O rety, rety, oj dola nasza, dola nieszczęśliwa! Znowuj nam Intencyje zesłało, o, zebyk to! - Przyjacielu - rzekł Miętus - o co chodzi! Nie chcemy wyrządzić wam szkody. Pragniemy waszego dobra. - Przyjaciel! - krzyknął wieśniak przerażony. - Dobra pragnie! - wrzasnęła wieśniaczka. - Ady my nie ludzie, ady my psy, psy, jesteśmy! Hau! Hau!"

Kiedy widzą, że ktoś jest słabszy mszczą się na nim:

„chłopka zaś, rozejrzawszy się, że nas jest tylko dwóch, zawarczała i ugryzła mnie w brzuch. Wyrwałem babie brzuch z zębów! Ale już z opłotków wynurzała się cała wieś szczekając i warcząc: - Bierzta go, kumie! Nie bójta się! Gryźta! Huź! huź! Psssa go! Bierzta Intencyje! Bierzta Inteligencje! Huź, huzia, psssa, kota, kota! Ksss... Ksss... - Tak szczując się i podszczuwając zbliżali się powoli - co gorzej, dla niepoznaki czy może dla zachęty wiedli na powrozach prawdziwe psy, które wspinając się, skacząc roniły śliny z pysków i ujadały wściekle."

Absurdalne zachowanie chłopów jest podyktowane strachem przed państwem:

„chłopi przestają szczekać i wybuchają śmiechem, cała wieś trzęsie się i ryczy - widzą, że nie jestem żaden wszechmocny urzędnik, ale ciotczyny malec! Mistyfikacja wydaje się."

Bolimów to symbol wyzysku chłopów przez szlachtę:

„Krzyżowa to była droga i powolna, najcięższa z dróg, jakie kiedykolwiek przebyłem; dowiecie się jeszcze o mych przygodach w prerii i pośród Murzynów, ale nie dorówna Murzyn tej peregrynacji przez bolimowskie podwórze. Nigdzie - gorszego egzotyzmu. Nigdzie - zjadliwszej trucizny. Nigdzie pod stopami nie zakwitały bardziej niezdrowe fantazmy i kwiaty - orchidee, nigdzie - tyle orientalnych motyli, o, żaden pierzasty koliber nie dorówna egzotyką gęsi, której nie dotknęły dłonie. O, bo nic tu nie było dotknięte naszymi rękami, fornale pod stodołą - nie dotknięci, dziewki pod spichrzem – nie dotknięte, nie dotknięte bydło i drób, widły, orczyki, łańcuchy, rzemienie i worki. Dziki drób, konie - mustangi, dzikie dziewki i dzikie świnie. Co najwyżej gęby fornali mogły być dotknięte przez wuja oraz ręka cioci dotykana była przez fornali, którzy wyciskali na niej ludowe i hołdownicze całusy. Lecz poza tym nic i nic, i nic – nie znane i nie zaznane! Szliśmy na naszych obcasach, gdy krowy wgoniono przez bramę, ogromne stado zapełniło po brzegi podwórze, pędzone i popędzane przez dziesięcioletnich chłopaków, i znaleźliśmy się pośród bydląt nie znanych i nie zaznanych."

„Lecz najbardziej było nieprzyjemne, że państwo wyglądali jakby pod opieką ludu, i choć panowali, władali z całym ekonomicznym wyzyskiem, na zewnątrz miało to pozór pieszczotliwy, jakby chamstwo pieściło państwo, a państwo było u chamów za pieszczocha – i karbowy, jako niewolnik, przenosił ciocię przez kałużę, a zdawało się jednak, że pieści."

„Wysysali lud ekonomicznie, ale prócz ekonomicznego ssania odchodziło też ssanie o charakterze infantylnym, nie tylko krew ssali, lecz i mleczko także, i próżno wuj twardo i bezwzględnie sklął fornali, próżno ciocia po rękach, jak mama, dawała się całować z patriarchalnądobrocią - patriarchalna dobroć ani najostrzejsze rozkazy nie zdołały przytłumić wrażenia, że dziedzic synkiem wypada ludowi, dziedziczka - córeczką. Bo też lud tutejszy nie był jeszcze tak wymiętolony przez inteligentów jak owa podmiejska hołota, która w psy umykała przed nami; był odwieczny i nienaruszony, osadzony w sobie, że nawet przechodząc z daleka, czuliśmy moc jak stu tysięcy koni fornalskich spiętrzonych."

Wujek Konstanty i Zygmunt Hurlecki katują Walka – scena stanowi krytykę postawy szlachty wobec wsi i jest to antagonistyczna wypowiedź względem eposu Adama Mickiewicza pt.: Pan Tadeusz:

„Ha, i zaczęło się! Przeklęta noc rozdymająca! Przeklęta ciemność wyolbrzymiająca, ciemność wydobywająca, bez owej kąpieli w ciemnościach nie byłoby tego. Był na tym osad ciemności. Rozhulał się Kostek ziemianin. Pod pozorami kradzieży prał za strach, za zgrozę, rumieniec, za po...bratanie z Miętusem, za wszystko wycierpiane. - To moje! Moje! - powtarzał tłukąc nim o szuflady, kanty, ornamenty, gzymsiki. - Moje, psiakrew! - I powoli zmieniał się sens tego "moje", nie wiadomo było, czy chodzi o srebro i sztućce, czy też o ciało i duszę, włosy, obyczaje, ręce, pańskość, polor, kulturę i rasę, już tłukł nim nie o szufladę, lecz w przestrzeni tłukł - odrzucił pretekst!

Zdawało się, że waląc i wywalając parobka siebie chce przeforsować, siebie, nie srebro ani majątek, lecz siebie. Siebie forsował! Terror! Terror! Sterroryzować, przeforsować, niech nie śmie się bratać ni godoć, ani cudować, niech przyjmie państwo jak bóstwo! Pańską delikatną rączką walił mu w mordę swą istność!"

 

Serwis rozdaje przeglądarkom bezpieczne ciasteczka.