Rozprawka

Rozprawka. Metaforyczne znaczenie drogi - Kamień na kamieniu (fragment)

Spis treści

 

Kamień na kamieniu (fragment)

 

Szła u nas przez wieś droga. Nie najlepsza, pewnie, jak to przez wieś. Dziury, doły.

Wiosną czy jesienią błoto, latem kurz. Ale ludziom wystarczyła. Raz na jakiś czas tu i tam się

wyrównywało, trochę się kamieniem posypało i jakoś się jeździło. I na jarmark do miasta

można było nią dojechać, i do każdej wsi w sąsiedztwie, i czy na wojnę, czy w świat ktoś

wyruszał, tak samo go zaprowadziła.

A prócz tego, że była dla wszystkich, każdy miał jeszcze kawałek tej drogi na własność

dla siebie. I przed każdą niedzielą czy świętem latem ją zamiatał, jesienią skrobał błoto, zimą

śnieg odgarniał, kiedy napadało, popiołem posypywał, żeby ktoś się nie przewrócił przed jego

chałupą. A na Zielone Świątki zawsze się ją tatarakiem maiło. Szli ludzie do kościoła, to im

tatarak chrupał pod nogami, a pachniało jakby w gaju i mówiło się, że to droga tak pachnie.

I prawie każdy miał przy niej swoją ławkę czy kamień. Mógł wieczorem wyjść usiąść,

z sąsiadami pogadać, zakurzyć czy choćby w ciemne niebo nad sobą popatrzeć. Boga o to

i owo się popytać.

Ludzie, krowy, gęsi, wszyscy środkiem chodzili, bo nie było ni lewej, ni prawej strony.

Mogłeś konia z wozem na brzegu zostawić i pójść do gospody na oranżadę czy piwo, a trafiła

się ćwiartka, to wypić jednego, a koń sobie stał. Czy z pola ze zbożem wracałeś, a ktoś

z naprzeciwka jechał, to się przystanęło wóz przy wozie, jakby ramię przy ramieniu, i nikt ci

nie trąbił, żeś mu drogę zastawił. I tak samo do wieczności odchodziło się tą drogą,

bo nie było innej. A po obu jej stronach rosły akacje. Dzisiaj zostało we wsi trzy może cztery

akacje. Pościnali, jak zaczęli nową drogę budować. Bo akacje dawniej na wozy się sadziło.

Miałeś akację przed chałupą, to miałeś i wóz. A na koła to już nie ma lepszego drzewa

od akacji. Nawet z dębu się nie równają. Za twarde i lubią pękać. A koła w wozie

najważniejsze. Na gumowe przyszedł teraz czas. Namawiają i mnie, żebym sprawił sobie

gumowe koła. Koń by miał lżej i na wóz dużo więcej można wziąć. W żniwa po cztery

pokłady snopków chłopy na gumowych kołach zwożą. Dawniej w dwa konie nie dałoby rady,

a teraz w pojedynkę i ciągnie. Droga sama cię pcha. Mają niektórzy ziemi co by

za paznokciem i mają gumowe koła. […]

Kręta była, to prawda. Jak to droga. Musi to i tamto ominąć. Figurę, staw, chałupę.

Wszystko to powyprostowywali, wyasfaltowali. Zakręty porobili długie i okrągłe, prawie się

nie skręca, tylko prosto jedzie. Na niejeden taki zakręt całe pole poszło. Albin Mucha miał

pole przy drodze, siał grykę, seradelę, a teraz ma zakręt. Czasem w niedzielę wyjdzie na ten

zakręt i wali laską w asfalt, tu było moje pole! Zakopali mi go, cholery! Albo siądzie przy

rowie i spisuje auta, co jeżdżą po tym jego polu.

Nie można powiedzieć, szersza jest ta droga ze trzy razy od dawniejszej i jeździ się

po niej jak po stole. I świata się trochę na niej widzi. Najwięcej w niedzielę. Szkoda tylko,

że takie drogi nie mają nazw jak rzeki. Bo wieś nasza przy tej drodze jakby przy wezbranej

rzece. Patrzą ludzie, a ona płynie i płynie. I nawet jakby na dwie wsie wieś naszą rozdzieliła.

Po tej i po tamtej stronie. Matka dziecka nie wyśle do sklepu, gdy sklep nie po tej stronie.

Sąsiad do sąsiada pożyczyć konia, pługa, kosy woli nieraz dalej pójść, aby przez tę rzekę nie

przechodzić. Pastuchy gonią krowy na pastwiska, to z tamtej osobno i z tej osobno, a kiedyś

wszyscy razem. Na zebraniach też ci z tej i tamci z tamtej swoje strony trzymają. Czy sąsiad

z sąsiadem niech z naprzeciwka wyjdą przed chałupy, to nie zbliżą się ku sobie, jak to

dawniej, żeby zakurzyć, pogadać. Tylko każdy kurzy po swojej stronie i każdy ze swojej

paczki. Zresztą co można pogadać, gdy jeden na jednym brzegu, drugi na drugim i bez

przerwy auta po ich mowie jeżdżą. Mniejsze można jeszcze przekrzyczeć, ale ciężarowce

nie dadzą nawet słowom z gardła wyjść.

No, i tych akacji szkoda. Żal za gardło ściskał, gdy się takie stare drzewa waliły pod

piłami jak patyki. Człowiek się urodził z nimi, rósł z nimi, to myślał, że i umrze z nimi. […]

Nie ma już spokoju w naszej wsi. Tylko te auta, auta, auta. Jakby dla samych aut tę

drogę zbudowali, a o ludziach zapomnieli. A czy to już same auta żyją na tym świecie?

Bo dziś kto na własnych nogach chodzi, ten tym autom tylko zawadza i na drodze,

i w ogóle na świecie. Nawet gdy samym skrajem drogi idziesz, czujesz się, jakby każde z tych

aut przez ciebie jechało. Toteż idziesz z duszą na ramieniu. Nie dlatego, żebyś bał się śmierci.

Tylko że co to za śmierć od auta. Nawet pamięć po takiej śmierci to jakby splunął na drogę.

Ano, przejechany. Ale czy znaczy to samo co umarł? Czy po takiej śmierci też jest jakaś

wieczność? Jeszcze trąbią, stukają się w czoła, wymachują przez szyby, a niejeden i szybkę

opuści i wyzywa cię, na czym świat stoi. Jakbyś był najgorszy z najgorszych, bo idziesz

piechotą. Nic już nogi człowiecze nie znaczą. A dawniej całe armie szły piechotą na wojny.

I wygrywały. I mówiło się, że nie ma jak piechota. Albo woda po deszczu niech stoi

na drodze, to cię jeden z drugim jeszcze naumyślnie ochlapie. I potem śmieje się zza szyby.

Ale bo zatrzyma się który? W pędzie tylko każdy taki mocny. I gdzie to pędzi? Niebo takie

samo wszędzie, a od swojego przeznaczenia i autem nie ucieknie.

 

Wiesław Myśliwski, Kamień na kamieniu, Kraków 2008

 

Serwis rozdaje przeglądarkom bezpieczne ciasteczka.